Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi rudzisko z miasteczka Glinka/Kraków. Mam przejechane 19163.63 kilometrów w tym 295.03 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rudzisko.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Pstryki

Dystans całkowity:6293.82 km (w terenie 138.76 km; 2.20%)
Czas w ruchu:340:44
Średnia prędkość:18.26 km/h
Maksymalna prędkość:67.30 km/h
Suma podjazdów:47278 m
Maks. tętno maksymalne:194 (0 %)
Liczba aktywności:100
Średnio na aktywność:62.94 km i 3h 30m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
107.37 km 4.12 km teren
05:55 h 18.15 km/h:
Maks. pr.:60.70 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1154 m
Kalorie: kcal

Wycieczka na 107

Niedziela, 22 kwietnia 2012 · dodano: 22.04.2012 | Komentarze 2

Od dłuższego czasu chcieliśmy zabrać naszego znajomego serwisanta, Konrada, na wycieczkę. Dziś wreszcie się ziściło:) Było zabawnie, bo Konrad naturę ma nader dziką i terenową, acz nieskorą do przekraczania rzeki w bród:) Pogoda (mimo, że chmury straszyły od co najmniej południa) dopisała i deszcz złapał nas dopiero w Kraku. Parę gniotków, zanim bateria się rozładowała:
Kościół w Królówce © rudzisko


Kościół w Królówce © rudzisko


Zamek w Nowym Wiśniczu, wieże © rudzisko


Konrad i zamek © rudzisko


W stylu Makowskiego © rudzisko


Figura w Nowym Wiśniczu © rudzisko


Kościół w Trzcianie © rudzisko



Tutaj jedna mapka z Bikeroutetoaster: Mapka

a tu następna z bikemap.net:


Dane wyjazdu:
66.64 km 0.00 km teren
03:23 h 19.70 km/h:
Maks. pr.:47.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:664 m
Kalorie: kcal

I znów na polskiej ziemi

Sobota, 14 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 0

Lądujemy w Pyrzowicach, gdzie pogoda zdaje się być całkiem niezła. Zanim złożymy rowery i przepakujemy się, na niebie pojawiają się pierwsze chmury, a już przed Trzebinią znów łapie nas deszcz. Dojeżdżamy więc do stacji i wsiadamy w pociąg, który oczywiście podjeżdża na inny peron:)
Piękny widok z samolotu © rudzisko


Pomnik Obrońców Dąbrowy Górniczej © rudzisko
Kategoria Włochy 2012, Pstryki


Dane wyjazdu:
43.16 km 0.00 km teren
02:05 h 20.72 km/h:
Maks. pr.:44.90 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:154 m
Kalorie: kcal

Forli znów w deszczu..

Piątek, 13 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 0

Nasze nadzieje na sfotografowanie poranka nad Adriatykiem gasną, gdy tylko budzimy się i słyszymy krople obijające się o tropik. Leniuchujemy więc jeszcze trochę, po czym zwijamy namiot i udajemy się w drogę powrotną do Forli. Zdjęcia morza z wczoraj:

Kwietniowa Rawenna © rudzisko


Plaża w Rawennie © rudzisko


Wracamy w deszczu. Dojeżdżamy do Forli, lokujemy się na lotnisku i przygotowujemy rowery i pozostały ekwipunek do lotu, po czym rozpoczynamy kilkunastogodzinne oczekiwanie. Przed północą dowiadujemy się, że lotnisko jest zamykane i musimy do rana przeczekać na dworze. Chronimy się pod wiatą, jednak gdy zasieka z tyłu, mokniemy mimo dachu nad głową. Przed 5 lotnisko zostaje otwarte i przenosimy bagaż do środka, pakujemy mokre śpiwory i widzimy, że trójka polaków jakimś cudem przenocowała na tym lotnisku...
Kategoria Włochy 2012, Pstryki


Dane wyjazdu:
75.07 km 0.00 km teren
03:31 h 21.35 km/h:
Maks. pr.:51.40 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:415 m
Kalorie: kcal

Nad Adriatyk

Czwartek, 12 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 1

Nasz system melioracyjny sprawdził się wyśmienicie, a kamienna podłoga w naszej noclegowni nie była aż tak niewygodna, jak mogło się wydawać. Budzimy się w dobrych humorach, tym bardziej, że niebo ma intensywnie błękitną barwę, a po wczorajszej ulewie nie ma śladu. Postanawiamy wrócić kawałek, aby zrobić kilka zdjęć, jednak około 3 km widzimy na horyzoncie niepokojące chmury. Robimy więc średnie pstryki i postanawiamy uciekać:

Czyżby znów deszcz? © rudzisko


Mamy w dół, więc ucieczka wychodzi całkiem nieźle.
Gdzieś w drodze do Forli © rudzisko


W Predappio robimy śniadaniowy postój pod kompleksem kościelno-cmentarnym. Dowiadujemy się, że w kaplicu cmentarnej znajduje się krypta z pozostałościami po włoskim totalitarnym wodzu - Benito Mussolinim. O tym wszystkim opowiada mi starszy Pan, który dowiadując się, że jesteśmy z Polski i że non capisco pyta dujuspikinglisz? i dalej jakby wypowiadając jeden wyraz mówi po włosku:) Pomogłam dziadkowi wejść w tryb nagrywania (czytając instrukcję po włosku), po czym on idzie zwiedzać kryptę, a my pożywić ciało:
Postój pod cmentarzem w Predappio © rudzisko


Kościół w Predappio © rudzisko


Kaplica cmentarna, Predappio © rudzisko


Cmentarz w Predappio © rudzisko


Dość szybko docieramy do Forli, chwilę jeździmy po mieście, szukając sklepu, robimy zakupy i udajemy się w stronę Rawenny.

Początkowo jedziemy drogą, której ruchliwość pozostawia wiele do życzenia. Po prawej stronie, zaraz za rzeką widzimy równoległą drogę i postanawiamy się przeprawić na nią, gdy tylko pojawi się sposobność. Garmin wskazuje, że jest to droga szutrowa - tak naprawdę to asfalt w bardzo złej kondycji, jednak i tak cieszy nas perspektywa odseparowania się od tirowców, których sposób jazdy jest niezależny od narodowości..

Odpoczynek pod rowerem © rudzisko


Taka sobie alejka © rudzisko


W Rawennie podjeżdżamy na plażę, a potem jedziemy szukać kempingu. Widać pierwsze przygotowania do sezonu, podobnie jak nad polskim morzem pojawiają się budki, które znikną po jego zakończeniu równie szybko, jak się pojawiły. Pierwszy kemping okazuje się być jeszcze nieczynny, ale w pobliżu znajduje się kolejny, na którym rozbijemy namiot, bo cena za pokój jest dwukrotnie wyższa niż we Florencji..
Kategoria Włochy 2012, Pstryki


Dane wyjazdu:
26.42 km 0.00 km teren
01:30 h 17.61 km/h:
Maks. pr.:44.90 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:637 m
Kalorie: kcal

Przymusowy dzień leniucha

Środa, 11 kwietnia 2012 · dodano: 28.04.2012 | Komentarze 1

Stamper i rumak © rudzisko


Ta noc nie należała do najbardziej komfortowych - w nocy często budzi nas silny wiatr, szarpiący namiotem i ulewne deszcze. Około godziny dziesiątej na chwilę przestaje padać, wiatr zaś osuszył odrobinę namiot, więc postanawiamy wykorzystać tę przerwę w opadach i zwinąć obóz. Przez chwilę spod niskiej warstwy chmur przebijają się nawet promienie słońca:
Poranna mgła, Włochy © rudzisko


Co tam w dole słychać © rudzisko


Parco Nazionale Foreste Casentinesi © rudzisko


Krzaczorek na górce.. © rudzisko


Po wyruszeniu w drogę udaje nam się przejechać ledwie kilkaset metrów i znów zaczyna padać. Na razie podjeżdżamy pod górę, więc pogoda średnio nam doskwiera, jednak od valico dei tre faggi droga będzie cały czas opadać, aż do Forli i wtedy przemoczone wszystko i panujący chłód mocno daje się we znaki.
Na zakręcie:) © rudzisko


Ciągle pada... © rudzisko


valico dei tre faggi © rudzisko


Przestajemy zatrzymywać się na zdjęcia, bo każda próba kończy się zdjęciem a la krzywe zwierciadło i zupełnie zamokniętym obiektywem, postanawiamy jednak zatrzymać się przy moście i obadać warunki z dołu. Nie ma jeszcze 14, a miejscówka pod mostem nie należy do najlepszych - kamienista, pełna jakiejś pnącej się i kolczastej rośliny, a rzeka wydaje odgłos, jakby za zakrętem był co najmniej 3 metrowy wodospad, ale od 2 godzin nie przestaje padać, więc decydujemy się zostać, nie mogąc doczekać się już zmiany ubrania. Robimy prostokącik pod namiot i rozbijamy się. Gdy już wszystko jest gotowe, zauważamy kałużę tuż obok przedsionka, której wcześniej z pewnością tam nie było, a dodatku kałużę powiększającą swoją objętość, wciąż zbliżając się do naszego namiotu. Więc zamiast zanurkować w bezwietrznym wnętrzu namiotu spędzamy ponad godzinę, wczuwając się w rolnicze ludy starożytnej Mezopotamii i tworząc prymitywny system melioracyjny. Z narzędzi mamy głównie ręce i jeden kawałek deski, jednak udaje się zrobić odpływy i zarówno my, jak i nasze sakwy pozostaniemy nietknięci przez atakującą kałużę.
Kategoria Włochy 2012, Pstryki


Dane wyjazdu:
62.02 km 0.50 km teren
04:19 h 14.37 km/h:
Maks. pr.:36.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1185 m
Kalorie: kcal

W stronę jakiejś przełęczy

Wtorek, 10 kwietnia 2012 · dodano: 27.04.2012 | Komentarze 0

Dwa kamraty © rudzisko


Pobudka o 6, ale opuścić hostel udało nam się dopiero koło 8 (po hostelowym śniadaniu na słodko). W drodze do centrum miasto, obowiązkowy postój pod, a potem także na stadionie Fiorentiny (nie do końca legalny, ale nikt nie zrobił z tego żadnego problemu:))
Stamper i stadion Fiorentiny © rudzisko


Odwiedzamy piazza della signoria, ale miasto już jest tłoczne - nie tak bardzo jak dzień wcześniej, jednak wycieczki zaczynają przetaczać się przez kadry, więc chwilę jeszcze kluczymy po mieście, szukamy pamiątkowej koszulki (ale nic ciekawego nie ma) i decydujemy się wyjechać z miasta licząc na to, że z górek, w które się udajemy, roztoczy się jakaś ładna panorama miasta.

Dawid w cieniu © rudzisko


Piazza della Signoria, Florencja © rudzisko


Ponte Vecchio, Florencja © rudzisko


Okazuje się, że górki nie są wcale tak blisko, bo dopiero na około 40km droga zaczyna wznosić się w sposób odczuwalny. Wcześniej dość szybki dystans drogą dalekosiężnego ruchu, która wbrew obawom okazała się całkiem przyjemna.
Parco Nazionale Foreste Casentinesi © rudzisko


Gdzieś za San Godenzo postanawiamy odbić z dotychczasowej szosy i zamiast na obraną wcześniej przełęcz pojechać na Valico dei Tre Faggi.
Widok z tarasu w Cavallino © rudzisko


Rozbijamy obóz dosyć wcześnie i zastanawiamy się, co począć z dwoma dniami, na które nie mamy planu (trzeba było jednak jechać do Asyżu:(()

Biwak na szczycie © rudzisko
Kategoria Włochy 2012, Pstryki


Dane wyjazdu:
95.30 km 2.90 km teren
06:17 h 15.17 km/h:
Maks. pr.:62.70 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1528 m
Kalorie: kcal

Od San Gimignano po Florencję bez deszczu

Poniedziałek, 9 kwietnia 2012 · dodano: 24.04.2012 | Komentarze 2

Dzisiejszej nocy po raz pierwszy nie było mi super ciepło - po wyjściu z namiotu okazuje się dlaczego: na zewnątrz jest szron, w Polsce pewnie śnieży. Rozpoczynamy dzień od podjazdu pod miasteczko, które ponoć w czasach świetności słynęło z aż 70 wież. Obecnie zachowało się ich 13, tworząc zarys miasta narzucający skojarzenie z Manhattanem.

San Gimignano, średniowieczny Manhattan:) © rudzisko


Jeszcze na długo przed dotarciem na szczyt mijamy sznur zapuszkowanych turystów, którzy czekają na swoją kolej upychania swojego automobilu na jednym z licznych parkingów (na każdym jest to rzecz równie trudna).
Przed bramą do miasta spotykamy grupkę włoskich rowerzystów, którzy mówią, że widzieli nas już w paru miejscach (dzień wcześniej w Sienie powiedziała nam to samo para podróżująca samochodem:)), chwilę z nimi rozmawiamy wypytując, które góry widać na horyzoncie, ale nie potrafią udzielić odpowiedzi (pochodzą z północy Włoch):

A w oddali ośnieżone szczyty © rudzisko


Słońce praży niemiłosiernie, a ja mam na sobie długie, grube spodnie - tracę ochotę na zwiedzanie miasta i zostaję przy rowerach, a Mateusz robi w tym czasie krótki spacer wśród wież. Ilość turystów ponownie wygania nas w trasę - zaczynamy od zjazdu, potem tradycyjnie to w górę, to w dół.

Cyprysowe ogrodzenie © rudzisko


Winorośl we włoskiej winnicy © rudzisko


W drodze do Florencji © rudzisko


W drodze zastanawiamy się, gdzie przed Florencją należałoby się rozbić, ale jakoś z rozpędu dojeżdżamy do Montespertolli i stwierdzamy, że najlepiej jednak dojechać do byłej stolicy Włoch i poszukać noclegu w mieście. Zjazd do Florencji jest dość kręty, więc ciężko o okazję do zrobienia zdjęć, zresztą miasto jest jeszcze zbyt odległe, by dobrze je uchwycić (potem nie będzie już możliwości), ale po prawej widać wzgórza, w które wjedziemy następnego dnia:

Bardzo słaby widok na Florencję © rudzisko


No i jesteśmy.

Pocztówkowy bulwar, Florencja © rudzisko


Stamper na florenckim moście © rudzisko


Próbujemy wykorzystać piękne światło, ale starcza tylko na symbol Florencji, katedrę Santa Maria del Fiore:

Dzwonnica florenckiej katedry © rudzisko


Santa Maria del Fiore, Florencja © rudzisko


Wejście do katedry, fragment © rudzisko


Fragment frontowej fasady katedry © rudzisko


Santa Maria del Fiore, detal © rudzisko


Kolejny detal frontowej fasady katedry © rudzisko


Szukając miejsca na nocleg mija tyle czasu, że zaczynamy skłaniać się ku rozbiciu się nad rzeką. Przy dżipiesowej wiwisekcji terenu podjeżdża do nas (przyglądający nam się od dłuższego czasu) włoski rowerzysta i szczęśliwym trafem wie, gdzie znajduje się hostel. Po kilku kilometrach możemy wziąć solidną kąpiel, wyspać się w gigantycznym łóżku, a rano zjeść śniadanie. Jest super:)
Kategoria Włochy 2012, Pstryki


Dane wyjazdu:
71.40 km 0.40 km teren
04:25 h 16.17 km/h:
Maks. pr.:51.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1106 m
Kalorie: kcal

Viva Toskania

Niedziela, 8 kwietnia 2012 · dodano: 24.04.2012 | Komentarze 1

Widoki, które rozciągały się przed naszymi oczami tuż ponad namiotem były tym, co każdemu nasuwa się na myśl, gdy usłyszy słowo Toskania. Faliste, łagodne pola, feria barw, smukłe cyprysy - esencja regionu w postaci Val d'Orcia.

Rzepakowa Toskania © rudzisko


Val d'Orcia, odsłona 1 © rudzisko


Val d'Orcia, toskańska wizytówka © rudzisko


Toskańskie pola © rudzisko


Val d'Orcia, toskański widoczek © rudzisko


Żółte i zielone © rudzisko


Kręte ścieżki Toskanii © rudzisko


Faliste pola Toskanii © rudzisko


Najsłynniejsze cyprysy Toskanii © rudzisko


Na dość dużym zumie.. © rudzisko


Po dłuższym czasie spędzonym na wchłanianiu piękna, około godziny 10 wyruszamy w trasę. Przed nami rysuje się kolejne miasto na wzgórzu, cel na przedpołudnie - Montalcino:

Montalcino, Toskania © rudzisko


Wjazd na wzgórze okazuje się być stosunkowo łagodny, a i tak mijający nas kolarze pozdrawiają nas i wyrażają uznanie dla sposobu podróżowania. Gdy docieramy do wiekowych murów miasta jest już prawie południe, a naszym oczom ukazuje się to, co będzie już zmorą wszystkich odwiedzanych później zabytkowych miasteczek - turystów (doskonale jasne staje się dla nas pojęcie plaga turystów).
Miasteczko, częściowo w remoncie, mimo, że zabytkowe, kamienne, z klimatem, nie budzi w nas takiego zachwytu, jak odwiedzone dzień wcześniej Montepulcciano.
Robimy postój na jednym z placów i kolejno robimy krótki obchód miasta.
Średniowieczna forteca, Montalcino © rudzisko


Ot, taka sobie brama © rudzisko


Stamper w wąskiej uliczce © rudzisko


W jednej z piekarni kupujemy chleb (polujemy na sklepy spożywcze, jak możemy, ale bywa, że są tak skrzętnie ukryte, że mijamy 2-3 miasteczka, nie widząc żadnego) i zabawnie słone ciastka z rodzynkami i ruszamy dalej. W drodze do Sienny mogliśmy zobaczyć jeden z bardziej nietypowych dla naszych wyobrażeń o tej części Włoch krajobraz - na wpół pustynne Crete Senesi. Moglibyśmy, gdyby tuż po wyjechaniu z Montalcino znów nie natrafili na deszczową aurę. Wobec niekończących się opadów nasza motywacja, aby utrudniać sobie drogę i zbaczać z niezbyt ruchliwej głównej (kawałek jechaliśmy nawet wyludnioną autostradą) na zapewne pagórkowate boczne ścieżki, sięgała zeru. Przejechaliśmy przez dość ładne Bounconvento nawet się nie zatrzymując, a znikoma widoczność okolicznych krajobrazów sprawiała, że byliśmy ukierunkowani na jak najszybsze dotarcie do Sieny, a jedyny przystanek na trasie zużytkowaliśmy na ubranie pełnych butów. Po 2 godzinach jazdy w deszczu wreszcie przestaje padać - niedaleko już rysuje się Siena, piękne starożytne miasto, z rynkiem w kształcie muszli, na którym mieszają się średniowieczne mury z nie tylko renesansowymi detalami. Miasto w przeszłości stale konkurujące z Florencją, co częściowo uwidacznia się w architekturze, choć o zupełnie innym charakterze. Stojący na rynku ratusz, z kolosalną wieżą (102m) ciężko ująć w kadr, a podzielony na 9 części wybrukowany plac, będący symbolem Rady Dziewięciu nadaje całości niesamowitego smaku.
Choć stopniowo się rozpogadza, to jednak aura do zdjęć nie jest najlepsza, więc robimy tylko kilka pstryków:

Palazzo Pubblico, sienieński ratusz © rudzisko


Sienieńska loggia © rudzisko


Stamper na Piazza del Campo, Siena © rudzisko


Wewnątrz Palazzo Pubblico, Siena © rudzisko


i udajemy się w stronę katedry:
Katera w Sienie z pasiastą wieżą © rudzisko


Misternie zdobiona, z koronkową fasadą i pasiastą wieżą, dowód kunsztu i długoletniej pracy robi niesamowite wrażenie.

Sienieńska katedra, odbicie © rudzisko


Kopuła katedry w Sienie © rudzisko


Mnogość zdobień nie pozwala skupić się na detalach, nie wiadomo, który ująć...
Słońce zaczyna sugerować nam, że jeśli chcemy znaleźć stosowne miejsce noclegowe powinniśmy opuścić już Sienę. Okazuje się, że łatwiej jest wjechać, niż wyjechać i sporo czasu spędzamy klucząc po wąskich, zatłoczonych, zupełnie znienacka wznoszących się, lub opadających pod dość dużym kątem uliczkach (otwartych dla ruchu samochodowego). Wreszcie udaje się dotrzeć do odpowiedniego wyjazdu z miasta. W drodze mijamy jeszcze monumentalną twierdzę Monteriggioni, której próby uwiecznienia w kiepskich warunkach oświetleniowych spełzły na niczym.
Rozbijamy się w bardzo malutkim lasku, na jednej ze ścieżek.
#lat=43.254131800519&lng=11.781165627441&zoom=10&maptype=ts_terrain
Kategoria Włochy 2012, Pstryki


Dane wyjazdu:
54.02 km 11.90 km teren
04:17 h 12.61 km/h:
Maks. pr.:54.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1291 m
Kalorie: kcal

Montepulciano w deszczu i gradobiciu

Sobota, 7 kwietnia 2012 · dodano: 24.04.2012 | Komentarze 1

W ciągu kilku dni podróży wykształciliśmy pewien zwyczaj: poranek zaczynamy od zwinięcia obozu i wyruszenia w drogę, a dopiero po przejechaniu kilku kilometrów przystanek w zacisznym miejscu na skonsumowanie śniadania i ewentualną redukcję odzienia.

Stamper i Lago di chiusi, Włochy © rudzisko


Lago di chiusi, Włochy © rudzisko


Dzisiejsze przygotowanie do drogi ma tylko jeden szkopuł - wczorajsze błotne utytłanie roweru, którego nie powstydziłby się żaden rowerzysta mtb, znacznie opóźnia nasz wyjazd (po wczorajszej wstępnej kosmetyce koła już ledwie się kręcą). Kiedy wreszcie udaje nam się z grubsza uporać z solidną maseczką błotną pod błotnikami, na hamulcach pod widelcem, na kołach i we wszystkich miejscach do których błoto dostało się bez problemu, a dla nas jest to bardzo trudne, obieramy za cel jedno z jakże licznych we Włoszech "monte", usytuowane na 605m n.p.m i założone przez Etrusków w IVw. p.n.e. Aby uprzyjemnić sobie jazdę, rezygnujemy z towarzystwa ulicznego ruchu i kierujemy się na boczne drogi, które w przeciwieństwie do tych w Umbrii i Marche, bywają aż nazbyt często szutrowe. Droga na przemian wznosi się i opada, urokliwie wijąc się wśród winnic i oliwnych pól, a w oddali majaczą wyższe wzniesienia.

To wcale nie jesień:) © rudzisko


W drodze do Montepulciano, Toskania © rudzisko


Około godziny 13 docieramy do Montepulciano. Zatrzymujemy się na parkingu, obserwując odwiedzane poprzedniego dnia jezioro Lago Trasimeno oraz zbliżającą się ulewę, która porusza się zdecydowanie szybciej niż my.
Włoska sikawica © rudzisko


Prawie godzinę spędzamy na krytym parkingu, czekając aż ulewne deszcze miną. Wyjadamy węglowodany w różnych postaciach i znudzeni postanawiamy ruszyć na spotkanie z centrum Montepulciano. Zapewne niezbyt sprzyjającej aurze pogodowej zawdzięczamy średni natłok turystów (w miastach, które odwiedziliśmy później było ich prawdziwe zatrzęsienie). Omijamy najbardziej tłoczną ulicę (omijając pewnie też wiele zabytkowych atrakcji) i skupiamy się raczej na chłonięciu atmosfery miasteczka, klucząc typowo wąskimi dla włoskich starych miast uliczkami oraz podziwiając widok rozciągający się wokół miasta.

Podeszczowe Montepulciano © rudzisko


Montepulciano, zaułek © rudzisko


Stroma uliczka w Montepulciano © rudzisko


Kościelna wieża, Montepulciano © rudzisko


Montepulciano, uliczka © rudzisko


Kolejny widok z Montepulciano © rudzisko


Widok z Montepulciano © rudzisko


Na jednym ze zboczy wzgórza Montepulciano wznosi się zachwycająca renesansowa świątynia Madonna di San Biagio, której bryła malowniczo wkomponowuje się w toskański krajobraz:
Sanktuarium Madonna di San Biagio, Montepulciano © rudzisko


Kolejnym przystankiem podróży miała być Pienza, do której pierwotnie kierujemy się drogą SP146. Obserwując nadciągające chmury oraz uliczny ruch już po chwili postanawiamy zawrócić na mniejsze dróżki i przez Monticchello (kolejne urokliwe miasteczko) dotrzeć do San Quirico d'Orcia. Choć wydawało nam się, że odbijając w lewo usuniemy się spod groźby nawałnicy, to wystarczyło ledwie paręnaście minut, aby stać pod drzewem i zastanawiać się, jak uchronić stopy przed wściekle walącym gradem (był to chyba jedyny moment, w którym żałowałam, że mam na nich sandały). Ostatecznie doszliśmy do wniosku, że dyskomfort jazdy podczas gradu jest niewiele większy niż stania pod drzewem i ruszyliśmy dalej, starając się nie myśleć o najniższych partiach swojego ciała.
Wkrótce znaleźliśmy się poza zasięgiem lodowych kul, a tuż za Monticchiello droga zaczęła opadać ukazując piękne poburzowe widoki:

Montepulciano w poburzowym świetle © rudzisko


Falujące pola Toskanii © rudzisko


Toskańskie impresje © rudzisko


Rowerowy postój © rudzisko


Sielska Toskania © rudzisko


Sielska Toskania © rudzisko


Po prawej widzimy niezwykle zachęcający zarys Pienzy, niestety będzie to nasze najbliższe spotkanie z tym miastem:(
Widok na Pienzę © rudzisko


Zamiast tego kierujemy się do często wspominanego w przewodnikach San Quirico d'Orcia, które w moim mniemaniu oferuje nam największą atrakcję w postaci szybkiego i dość długiego zjazdu, a tuż za nim nasze najlepsze miejsce noclegowe podczas całej wycieczki:

Noclegownia w Toskanii © rudzisko

#lat=43.083744576626&lng=11.736402581788&zoom=13&maptype=ts_terrain
Kategoria Włochy 2012, Pstryki


Dane wyjazdu:
100.17 km 0.00 km teren
06:18 h 15.90 km/h:
Maks. pr.:49.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1416 m
Kalorie: kcal

Umbria w dużym skrócie

Piątek, 6 kwietnia 2012 · dodano: 24.04.2012 | Komentarze 0

Stamper i castello di Antognolla © rudzisko


Staramy się zebrać jak najszybciej, gdyż wczorajsza burza uniemożliwiła nam wyselekcjonowanie najbardziej ustronnego miejsca z możliwych. Pierwszy podjazd zaskakuje mnie stromizną i zaczynam dzień od pchania. Mateusz dzielnie forsuje wzniesienie, po czym postanawia uwiecznić moją rowerową kompromitację. Tymczasem krzaki wzdłuż drogi miejscami przerzedzają się na tyle, aby można było zrobić zdjęcie otaczających nas wzgórz:

Umbryjskie wzgórza raz jeszcze © rudzisko


Umbryjskie wzgórza © rudzisko


Umbryjskie zbliżenie © rudzisko


Pod napotkanym kościołem odnajdujemy idealne warunki do spożycia śniadania składającego się z nabytego wczoraj w Sant Angelo in Vado bardzo kosztownego sera (ostatecznie stwierdzamy, że owo formaggio warte było swojej ceny:))
Gdzieś w drodze decydujemy, że założony plan mógł być zbyt ambitny i należy zrezygnować z odwiedzenia Asyżu (co ostatecznie okaże się błędem).

Stamper gdzieś w Umbrii © rudzisko


Póki co, obieramy główniejsze drogi, które w większości będą opadać w dół, więc jazda nimi nie będzie aż tak uciążliwa. Większe figle płatać nam będzie pogoda, która zaserwuje nam pochmurne zjazdy i słoneczne podjazdy, zupełnie na przekór naszym chęciom.

Wiosenny widok, Włochy © rudzisko


Przed nami roztacza się widok na imponujący zamek w Antognolli, w którym obecnie mieści się hotel:

Pole golfowe pod zamkiem w Antognolli © rudzisko


Wkrótce docieramy do kilku miasteczek, których nazwy nie potrafię zapamiętaćać, a chwilę później dosięgają nas deszczowe chmury. Po kilkunastu minutach jazdy w deszczu, zajeżdżamy pod parking, aby po raz pierwszy (i w gruncie rzeczy ostatni) ubrać się od stóp do głów w przeciwdeszczowe wdzianka i uchronić się choć trochę przed ulewą. Oboje odczuwamy dyskomfort w owym odzieniu i zastanawiając się, czy lepiej moknąć z zewnątrz, czy od środka docieramy nad jezioro Trasimeno. Tam zdejmujemy przeciwdeszczowe spodnie, Mateusz również kurtkę i obserwujemy iluminację na podeszczowym niebie:

Zachód słońca na Lago Trasimeno © rudzisko


Lago Trasimeno, Włochy © rudzisko


Łódeczka na jeziorze Lago Trasimeno © rudzisko


Na szukaniu noclegu zastaje nas noc - przy pierwszym zjeździe nad malutkie jeziorko Lago di Chiusi spotykamy tubylców, którzy kierują nas na camping na drugim brzegu. Wobec otaczających ciemności, przebytego dystansu i innych planów, rozglądamy się za inną dziką opcją zacumowania. Przy oględzinach pewnego pola zapadamy się konkretnie w bardzo błotniste błoto - aby ruszyć z miejsca trzeba wybrać kilka solidnych garści gliny spomiędzy sakw a hamulców. Ostatecznie rozbijamy się kilkaset metrów dalej, nad samym jeziorem, w towarzystwie krabów (a przynajmniej jednego, który miał aspirację spędzić z nami noc w namiocie).
#lat=43.280835683205&lng=12.216495&zoom=9&maptype=ts_terrain