Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi rudzisko z miasteczka Glinka/Kraków. Mam przejechane 19163.63 kilometrów w tym 295.03 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rudzisko.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

ARCHITEKTURA DREWNIANA

Dystans całkowity:784.86 km (w terenie 17.00 km; 2.17%)
Czas w ruchu:42:48
Średnia prędkość:18.34 km/h
Maksymalna prędkość:67.30 km/h
Suma podjazdów:8164 m
Liczba aktywności:7
Średnio na aktywność:112.12 km i 6h 06m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
102.07 km 0.00 km teren
05:56 h 17.20 km/h:
Maks. pr.:51.15 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1323 m
Kalorie: kcal

Spacer do Lanckorony i Kalwarii:)

Czwartek, 16 maja 2013 · dodano: 17.05.2013 | Komentarze 0

W nieco większej grupie, co nadało wycieczce nieco inny koloryt:)
Ale ponieważ opanowało mnie lenistwo, opisu nie będzie.


Kilka zdjęć z wypadu:























Dane wyjazdu:
173.16 km 0.00 km teren
08:13 h 21.07 km/h:
Maks. pr.:63.39 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1731 m
Kalorie: kcal

Nowy Targ - Pieniny - Kraków

Wtorek, 14 maja 2013 · dodano: 15.05.2013 | Komentarze 0

Trasę umyślił ten wysoko stawiający poprzeczki Pan i wyglądała mniej więcej tak


Dzień zaczyna się wcześnie, bo budzik już o 3:43 wyrywa nas ze snu - rozklejamy więc zmęczone i niewyspane oczęta i przygotowujemy się na pociąg do Nowego Targu. Nadzieje na odespanie w przedziale brakujących godzin snu, szybko gasną. Jazda polską koleją jest nie lada wyzwaniem, więc nie tylko wysiadamy bez zmrużenia powiek, ale i z kontuzją na koncie.
Po zrobieniu zapasów żywności ruszamy drogą 969 w stronę jeziora Czorsztyńskiego, odbijając na Dębno i Niedzicę. Za Frydmanem dwa podjazdy (kolejno 8 i 9%), z których roztacza się ładna panorama na jezioro i okalające je wzgórza.

Górski pejzaż © rudzisko



Widok na wieś Frydman i jezioro Czorsztyńskie © rudzisko


Czorsztyński krajobraz © rudzisko


Potem już z górki do samej Niedzicy, gdzie do naszej trzyosobowej grupy ma dołączyć Krzysiek. Pogoda na razie nie czaruje, powietrze jest wilgotne i ciężkie, góry spowite są mgłą, a widoczność ruin Czorsztyńskiego zamku nieco nieostra. Okolicy jednak nie można odmówić malowniczości nawet w takich warunkach i pomimo atrakcyjnej perspektywy solidnego rozpędzenia się, zatrzymujemy się na zdjęcia.
Z dwóch zamków po przeciwległych stronach jeziora, to właśnie Czorsztyn wpisuje się w polską historię. Zbudowany w XIII w. strzegł południowych rubieży Polski przy ważnych szlakach handlowych i dyplomatycznych na sąsiednie Węgry, a jego strategiczne ulokowanie pozwalało na kontrolę znacznych terenów doliny Dunajca. Zamek zyskiwał na wadze od czasów Kaziemierza Wielkiego do XVII w. Wiek XVIII okazał się dla budynku dość ciężki - w latach 30. natarły na niego wojska kozackie, pod koniec wieku od uderzenia pioruna spaliły się dachy. Obecnie po monumentalnym średniowiecznym zamku pozostały malownicze ruiny, udostępnione do zwiedzania.


Krajobraz z widokiem na Czorsztyn © rudzisko





Znajdujący się na przeciwległym brzegu jeziora zamek Dunajec w granicach Polski znajduje się zaledwie od 90 lat., a aż do 1945 był własnością rodów węgierskich.
Ta średniowieczna warownia była kilkakrotnie rozbudowywana, a swój renesansowy charakter zawdzięcza przebudowie dokonanej przez Jerzego Horvátha.
Wedle legendy w zamku schronili się Inkowie, ukrywając w jego murach do dziś nieodnalezione skarby.
Obecnie w zamku mieści się muzeum.



Zamek w Niedzicy © rudzisko


Wejście na dziedziniec zamku w Niedzicy © rudzisko


Na zamkowym dziedzińcu © rudzisko


Dziedziniec zamkowy w Niedzicy © rudzisko


Odpoczynek pod zamkiem © rudzisko


W Niedzicy znajduje się też zabytek architektury drewnianej - pochodzący z XVIII w. piętrowy spichlerz, będący unikatem w skali całego Podtatrza.

Spichlerz w Niedzicy © rudzisko


Okno spichlerza © rudzisko



Z Niedzicy kierujemy się na Słowację w stronę Czerwonego Klasztoru, gdzie znajduje się pochodzący z XIV w. warowny klasztor.

Słowacki Spisz © rudzisko


Czerwony klasztor © rudzisko


Spod Czerwonego Klasztoru aż do Szczawnicy prowadzi wzdłuż Dunajca szutrowy pieszo-rowerowy szlak turystyczny. Wciskający się między góry spokojny nurt rzeki tworzy widok niezwykły, żeby nie powiedzieć baśniowy:)

Chmury powoli zaczynają się rozrzedzać odsłaniając stopniowo niebo, jednak temperatura dalej nie pozwala się zdecydować, czy jechać na krótko, czy chronić uczy, dłonie i szyję przed chłodnym powietrzem.

Ustępy skalne na ścieżce pieszo-rowerowej wzdłuż Dunajca © rudzisko


Szlak turystyczny w Pieninach © rudzisko


Pieniński krajobraz © rudzisko


W Krościenku nad Dunajcem wracamy na dość ruchliwą drogę 969, z której odbijamy po około 20 kilometrach, kierując się na Zabrzeź.
Rozpoczynamy dość długi podjazd i zarazem wyjazd na najwyższą wysokość dzisiejszej wycieczki. Nagrodą za sprawne pokonanie podjazdu jest roztaczająca się ze szczytu panorama z widokiem na znajdujący się w Beskidzie Wyspowym Luboń Wielki i przepyszny konserwowy piknik z pomarańczą na deser:)

Na podjeździe © rudzisko


Wiosenny krajobraz © rudzisko


Sielski krajobraz © rudzisko


Widok na Luboń Wielki © rudzisko


Krajobraz Zalesia © rudzisko


Domek prawie na prerii © rudzisko


Drogowy piknik z konserwą © rudzisko


Wiosenne spojrzenie na góry © rudzisko


Panorama z Zalesia z Luboniem Wielkim © rudzisko


Przez Nowe Rybie docieramy do Kamionnej, gdzie gościmy u Agi, serwującej nam kanapki i ciasto:)

Okolice Nowego Rybia © rudzisko


Odcinek od Nowego Rybia do Krakowa nie jest już tak widokowy i praktycznie pokrywa się z odbytą przez nas około tygodnia temu trasą. Do Krakowa docieramy około 22.

Dane wyjazdu:
72.32 km 0.00 km teren
05:08 h 14.09 km/h:
Maks. pr.:49.75 km/h
Temperatura:14.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1523 m
Kalorie: kcal

Czeska majówka D3

Środa, 1 maja 2013 · dodano: 06.05.2013 | Komentarze 3

Noc nie należała do najlepszych. Podłoże twarde i nierówne, a uderzający w tropik deszcz wytrącał co chwilę ze snu. Wstajemy około godziny 7, jednak zwinięcie obozu i poranna toaleta zajmuje nam aż 2,5h.
Mgła spowija szczelnie otaczające nas wzgórza, a ponurości dopełnia siąpiący deszcz. Krajobraz, który dzień wcześniej oczami wyobraźni fotografowałam w słońcu, teraz wygląda tak:

Poranny krajobraz z drogą © rudzisko


Stamper we mgle © rudzisko


Wracamy w stronę miejscowości Hukvaldy, gdzie zamierzamy obejrzeć jedne z największych ruin w Czeskich Morawach i skonsumować śniadanie w malowniczym otoczeniu. Nachylenie terenu weryfikuje jednak moje plany i organizm szybko domaga się zapomogi. Jemy więc szybkie śniadanie i ruszamy na podbój murów. Podjazd jest dość stromy, a ruiny XIII-wiecznego zamku skryte są w gęstwinie drzew. Ciężko je ująć w kadr, widoczność też pozostawia wiele do życzenia.

Wejście do zamku w Hukvaldach © rudzisko


Brama zamku w Hukvaldach © rudzisko


Ruiny można zwiedzić za 80 koron czeskich, jednak my skłaniamy się raczej ku penetracji otaczającego je parku. Wiosenne aleje we mgle wyglądają niezwykle malowniczo, zaś korzenie okalających je drzew tworzą fantazyjne kształty:

Ogromne korzenie drzew w parku "Hukvaldská obora" © rudzisko


Wyjeżdżamy z parku po godzinie 11 i kierujemy się w stronę Štramberk. Prowadzi nas niezwykle malowniczy szlak rowerowy nr 502 - możemy sobie jedynie wyobrażać, jak pięknie byłoby tu przy lepszej pogodzie.

Morawska droga © rudzisko


Mgielnie i wiosennie © rudzisko


Malownicza trasa rowerowa nr 502, Morawy Północne © rudzisko


Do Štramberk docieramy około godziny 13. To niewielkie miasteczko zwane jest "Morawskim Betlejem" przez wzgląd na malownicze położenie, jak i unikatową, historyczną zabudowę. Wzdłuż ulic prowadzących do rynku zachowały się XVIII i XIX-wieczne domy wołoskie, zbudowane z drewna na wysokiej kamiennej podmurówce.

Stamper w Stramberku:) © rudzisko


W miasteczku nie brak stromych, brukowanych uliczek, które nadają mu niesamowity klimat, stanowią też dla duetu ja+rower lekkie utrapienie. Atmosfera miejsca wynagradza jednak trud wspinania się po nierównym trakcie.

Brukowana uliczka w Stramberk © rudzisko


Historyczna zabudowa miasteczka Stramberk © rudzisko


Stramberk, historyczna zabudowa miasta © rudzisko


Nad miastem dominują dwie wieże. Jedną z nich jest kościelna dzwonnica z drewnianym krużgankiem i cyferblatem zegara, będąca pozostałością gotyckiej budowli sakralnej.

Stara wieża - dzwonnica kościoła. Bartholomew, Sztramberk © rudzisko


Druga z nich, zwana Trubą, stanowi pozostałość XIII-wiecznego zamku. Górując nad barokową zabudową miasta, stanowi wizytówkę regionu, jednak dziś skryła się naszym oczom we mgle i na zdjęciach wyziera zza budynków jak duch.

Na rynku kupujemy w piekarni lokalną atrakcję - "stramberskie uszy", wypiekane słodkie ciastka piernikowe o korzennym smaku z rozmaitą posypką, które wedle legendy w nazwie i w kształcie nawiązują do wydarzeń najazdu tatarskiego w 1241 r. Miasto zdołało uchronić się przed armią wroga zatapiając jego obóz wodą wypuszczoną ze zbiorników. Wśród pozostałości obozu odnaleziono ponoć wór pełen uszu "niewiernych", który miał przed chanem świadczyć o zwycięstwie jego wojsk.
Posileni lokalnym przysmakiem wyjeżdżamy ze Stramberku i kierujemy się na wschód w stronę Novego Jicina, nadal podążając trasą rowerową 502.

Miasto z uporządkowanym rozkładem dzielnic i dużym, geometrycznym rynkiem leży w regionie śląsko-morawskim i stanowi przykład pięknej równowagi pomiędzy uprzemysłowieniem, a pielęgnacją historycznej zabudowy.

Rynek w Nowym Jiczynie © rudzisko


Postój na rynku w Novym Jicinie © rudzisko


Dość duży plac rynkowy (Masarykova náměstí) okalają kamienice z podcieniami, a na jego wschodnim i południowym rogu wznoszą się dwie dominujące budowle. Jedną z nich stanowi renesansowa bryła ratusza, pochodząca z XVI w, odrestraurowana w 1929-1930. Budynek z prostą fasadą zdobi wieża w kształcie graniastosłupa ozdobiona tarczą zegarową i krużgankiem.

Fontanna na rynku w Nowym Jiczynie © rudzisko


Przeciwległą stronę pierzei wieńczy wieża barokowej katedry Wniebowstąpienia Panny Marii.

Nowojiczyński rynek © rudzisko


Przez wzgląd na ilość zabytkowych budynków rynek objęty jest Miejskim rezerwatem zabytkowym. Wśród nich można wymienić choćby budynek Starej Poczty z arkadową loggią, pochodzący z 1563r. i goszczący w swych murach m.in. cara Aleksandra I, czy Suworowa.

Dom mieszczański nr 42 również pochodzi z czasów odrodzenia. Zwany jest Domem pod Białym Aniołem (Dům U Bílého anděla), a w jego murach nieprzerwanie od prawie 300 lat mieści się apteka. Jego niebieska fasada misternie zdobiona białymi gzymsami sprawia wrażenie nieco nie pasującej do stonowanej zabudowy starego miasta.

Rynek w Nowym Jiczynie © rudzisko


Nowy Jiczyn nazywany jest też miastem kapeluszy, co nawiązuje do tradycji produkcji nakryć głowy już od XIX w, kiedy powstała tu do dziś działająca fabryka Tonak. Obecnie ekspozycję kapeluszy można obejrzeć w muzeum kapeluszy mieszczącym się w zamku nieopodal rynku. Podobnie jak renesansowe kamienice na rynku Žerotínský zámek zawdzięcza swój wygląd rodzie z Žerotína, który przebudował gotycką twierdzę na renesansową rezydencję.

Zamek Žerotínský © rudzisko


Z Nowego Jiczyna kierujemy swe koła w stronę Starego Jiczyna. Rezygnujemy z podjazdu na wieńczące szczyt ruiny, mając świadomość, że roztaczająca się stamtąd panorama skryta będzie pod grubą warstwą mgły.

Przed Jesenikiem nad Odrou robimy żywieniowy postój, jednak wiatr szybko wypędza nas z ławeczki.

Kościół w Jeseniku nad Odrou © rudzisko


Obóz rozbijamy w lasku przed Svatonoviami już koło 18:30.

IDŹ DO NASTĘPNEGO DNIA


Dane wyjazdu:
85.03 km 1.00 km teren
04:41 h 18.16 km/h:
Maks. pr.:54.39 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:787 m
Kalorie: kcal

Buro i ponuro (Brzesko-Czchów-Tropsztyn-Bochnia)

Wtorek, 5 lutego 2013 · dodano: 06.02.2013 | Komentarze 1

Trasa wymyślona przeze mnie, nico zmodyfikowana przez Stampera, aby uzupełnić dziury zaliczgminowe i bardziej mnie wymęczyć na podjazdach. Zdumiewające (a przede wszystkim męczące), jak szybko kondycja spada...

Wyruszamy do Brzeska pociągiem o 9:52. Po około 1,5h godziny w przesadnie ogrzewanym pociągu mamy wątpliwą przyjemność wysiąść wprost w lekką mżawkę, nie niepokojąc się tym zbytnio. Jeszcze.

Przejeżdżamy przez Brzesko (pomijając pałac i browar Goetzów - co koniecznie trzeba będzie nadrobić) i kierujemy się w stronę gminy Dębno. We wsi Jadowniki (należącej do kapituły najstarszych miast i miejscowości w Polsce) droga szybko zaczyna piąć się w górę, a dość strome podjazdy wieńczy wzgórze Bocheniec z klimatycznym kościółkiem św. Anny i bijącym źródełkiem tejże imienia. Jako ważne kiedyś tereny królewskie, tutejsze okolice słyną w podaniach i legendach. Prawdopodobne pochodzenie nazwy Jadowniki wiąże się z osadzaną tutaj przez piastów ludnością służebną, wytwarzającą jad bojowy (tak mówi wikipedia), ale znane są też dwa inne wyjaśnienia: jedno odnosi się do rycerza, będącego założycielem grodu, który (aby się tu osiedlić) musiał wyplenić jadowite węże z pobliskich lasów, drugie zaś do zbójeckiej bandy, napadającej na kupców zmierzających na Węgry, którzy okolicę nazwali "gniazdem jadowitych" (tak mówi strona jadowniki.pl). O ulokowaniu świątyni na wzgórzu, a nie w połowie drogi pomiędzy grodem warownym a osadą, jak to miano w planach zadecydowały ponoć same siły niebiańskie, przenosząc kilkakrotnie materiały z wyznaczonego miejsca na pobliski szczyt Bocheniec. Podobnie, jak Bochnia, wzgórze swą nazwę zawdzięcza złożom soli, której odłamy zwane były bochnami.

W okolicach Porąbki Uszewskiej robimy kilka zdjęć okolicznych wzgórz i kierujemy się dalej na południe. W miejscowości tej znajduje się majestatyczne sanktuarium, ładnie odcinające się na tle pagórkowatego krajobrazu, jednak jego sfocenie popsuły deszczowe krople. Następny przystanek wymuszam przy zaporze na Jeziorze Czchowskim, gdzie domagam się uzupełnienia kilokalorii potrzebnych do walki z wiatrem. W Czchowie pozostałością po zamku jest baszta wznosząca się na wzgórzu, jednak w obliczu burego nieba, zaszczycamy ją ledwie spojrzeniem. Droga prowadząca wzdłuż jeziora należy do bardziej ruchliwych i jazda nią jest dosyć męcząca (no chyba, że ktoś lubi). Szczęśliwie musimy przebyć nią tylko 3 km, aby dotrzeć do zamku Tropsztyn, a stamtąd poprowadzi nas już żółty szlak rowerowy w kierunku Wojakowej i Lipnicy Murowanej.

Zamek Tropsztyn nawet w obliczu tak mizernej pogody prezentuje się uroczo nad opasającym go z trzech stron Dunajcem - niestety, dla zwiedzających udostępniony jest jedynie w miesiącach wakacyjnych. Rekonstrukcja zamku nie wpłynęła bardzo szkodliwie na jego klimat, choć niewątpliwą ciekawostką jest lądowisko dla helikopterów, znajdujące się na dachu zamku.
W okolicach Podlesia popadam już w lekkie zwątpienie. Nie jedzie mi się najlepiej, jestem zupełnie nieodporna na boczny wiatr (nie można się schować za Mateuszem;)), za kompanów mam dwóch chłopaków jeżdżących dziennie prawie 10-krotność mojego dystansu...

Docieramy do Lipnicy Murowanej, gdzie nadzieję mieliśmy zobaczyć XV-wieczny kościółek drewniany wpisany na listę dziedzictwa UNESCO. Nie robimy zdjęć bez wątpienia uroczego ryneczku, bo zaczyna padać i już mamy odpuścić szukanie krytej gontem świątyni, ale że sama pojawia się przed naszymi oczyma, postanawiamy na chwilę podeń zawitać.
Kościółek zobaczyć można jedynie z przewodnikiem, więc nie pozostaje nam nic innego, jak tylko obejść dookoła i ruszyć w stronę Nowego Wiśnicza. Chwilę później pada już dość solidnie.

Pokonujemy kolejne kilometry w deszczu, a ja zastanawiam się, co za przyjemność spędzać dzień wolnych moknąc, męcząc się ponad siłę z wątłą nadzieją na zobaczenie czegokolwiek. Wreszcie docieramy do Nowego Wiśnicza, gdzie znajduje się zamek, który stanowczo w wieży powinien mieć jakąś uwięzioną księżniczkę z bardzo długim warkoczem:) Jako, że jadący z nami Krzysiek pierwszy raz miał okazję zawitać w te rejony postanawiamy wspiąć się na dziedziniec. Niestety i ten dziś dla nas nie stanie otworem. Będąc przed bramą wjazdową o godzinie 16:05 dowiadujemy się, że bramy otwarte są do 16...
No cóż... Pozostaje kierować się powoli na pociąg. Docieramy do Rzezawy (notabene kolejnej zaliczgminy), gdzie okazuje się, że do pociągu dzieli nas około 50 minut, które postanawiamy wykorzystać na dostanie się do Bochni. Tam też po małej zmyłce rozkładowej (pociąg odjeżdżał 15 minut wcześniej niż na wiszącym rozkładzie) wsiadamy w ciepły przedział, wypijamy resztki ciepłego napoju z termosu i próbujemy się osuszyć.



Kilka gniotów burodeszczopoglądowych:

Widok na Brzesko.. © rudzisko


Kościół św. Anny, Jadowniki Podgórne © rudzisko


Brzeskie krajobrazy © rudzisko


Brzeskie widoki © rudzisko


Kraojbraz pogórza Bocheńskiego © rudzisko


Cyklotowarzysze © rudzisko


Jezioro Czchowskie © rudzisko


Zamek Tropsztyn © rudzisko


Drewniany kościół św. Leonarda w Lipnicy Murowanej © rudzisko


Deszczowy widok na Lipnicę Murowaną © rudzisko


Wiśnicki zamek © rudzisko


Dane wyjazdu:
150.49 km 8.20 km teren
08:11 h 18.39 km/h:
Maks. pr.:59.80 km/h
Temperatura:19.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1721 m
Kalorie: kcal

Same klęski

Czwartek, 16 sierpnia 2012 · dodano: 19.08.2012 | Komentarze 0

Poniższe zdjęcie stanowi chyba najlepszy komentarz do rozpoczętej wczorajszego dnia wycieczki:

Adekwatny komentarz © rudzisko


Minioną noc spędziliśmy w starym sadzie, który miał nas szczelnie oddzielać od niechcianych konfrontacji, jednak sen na posłaniu z jabłek nie należał do najbardziej komfortowych i do drogi zwlekamy się dopiero koło 8.
Później 3 złapane gumy (kilkakrotne dopompowywanie koła), zerwany hak w sakwie i zepsuty wentyl.. Do tego milion pracowniczych telefonów, czasem zupełnie absurdalnych..
Kościół Parafiany w Wietrznym © rudzisko

Cerkiew Opieki Bogurodzicy w Chyrowej © rudzisko


Stamperowe skróty © rudzisko


Cerkwia w Krempnej © rudzisko


Podkarpackie krajobrazy © rudzisko


Za przełęczą Hałbowską © rudzisko


Kościół w Myscowej © rudzisko


Zaczynamy wątpić w powodzenie wycieczki i telekonferencyjnie próbujemy obczaić jakiś powrotny pociąg do Krakowa. Kilkakrotnie zmieniamy miejscowość odjazdu, częściowo przez kończące się nigdzie skróty:

Fotografowanie © rudzisko


Podkarpacki pejzaż © rudzisko


Podkarpackie wiatraki © rudzisko


Podkarpacki widok © rudzisko


Czas ruszać w drogę © rudzisko


Zachód słońca na podkarpaciu © rudzisko


Ot taki sobie bocian © rudzisko


Ostatecznie dojeżdżamy do Tarnowa, skąd mamy około 40 minut do pociągu.



Dane wyjazdu:
61.13 km 7.80 km teren
03:25 h 17.89 km/h:
Maks. pr.:35.20 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wpuszczona w pokrzywy....

Środa, 11 maja 2011 · dodano: 12.05.2011 | Komentarze 4

Ponieważ oboje z M. umówiliśmy się na wieczór (ja z dawno nie widzianą koleżanką, on z kilkoma tysiącami ludzi na trybunach stadionu Wisły), więc nie planowaliśmy długiej trasy. Uznaliśmy, że taką szybką, łatwą i przyjemną będzie wycieczka do Puszczy Niepołomickiej, której nie udało nam się zobaczyć w zeszłym roku. Wyruszyliśmy bladym świtem (czyli po 10:p) i rozpoczęliśmy żmudne próby przedostania się przez zakorkowany Kraków. Jechaliśmy i jechaliśmy, aż w Brzegach zobaczyliśmy ścieżkę, która wyglądała na kuszącą alternatywę dla bardzo ruchliwej drogi prowadzącej na Niepołomice. Kuszącą, ale niestety prowadzącą donikąd. W zasadzie prowadziła do stopnia wodnego "Przewóz", ale dla nas niewiele to zmieniało. Aby tak zwyczajnie nie zawracać, Mateusz odbił w inną ścieżkę, która również nie zaprowadziła nas zbyt daleko. To niezbyt daleko okazało się być pokryte wszelakimi odmianami chaszczy i znaczną ilością pokrzyw. Gdy już dosadnie zadbaliśmy o to, aby nasze stopy solidnej kąpieli pokrzywowej zaznały, czas było przyznać, że ścieżka ta nas wywiodła w pole i jednak musimy zawrócić. Ponownie skierowaliśmy się na drogę prowadzącą przez Brzegi i Grabie do Niepołomic. W Grabiu natknęliśmy się na drewniany kościółek z XVIII wieku, pod którym postanowiliśmy chwilkę odpocząć, poczekać, aż odzyskamy czucie w stopach i napełnić żołądki.
Kościół w Grabiu © rudzisko

Tam też wszelka ochota na jeżdżenie w takimi zatłoczonymi ulicami opuściła Mateusza, więc postanowiliśmy wracać do domu. Tuż za mostem Wandy ponownie chcieliśmy opuścić miejską dżunglę i jak się okazało, wjechaliśmy w prawdziwą...
Cały w trawie © rudzisko


"Ja ci dam robić mi zdjęcia":p © rudzisko

Początkowo szutrowa droga szybko zamieniła się w sięgające po kolana (na rowerze) chaszcze, później w wyspę piaskową, później znów w chaszcze, a cały czas nam towarzyszył widok na elektrownię wodną. Wreszcie udało nam się przebić do cywilizacji tuż przy moście Nowohuckim.
Pomimo, że nie wykonaliśmy założonego planu, a także całych strat w naskórku i spalonych słońcem rękach od ramion po nadgarstki, wycieczkę można uznać za udaną:)