Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi rudzisko z miasteczka Glinka/Kraków. Mam przejechane 19163.63 kilometrów w tym 295.03 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rudzisko.bikestats.pl
Wpisy archiwalne w kategorii

Pstryki

Dystans całkowity:6293.82 km (w terenie 138.76 km; 2.20%)
Czas w ruchu:340:44
Średnia prędkość:18.26 km/h
Maksymalna prędkość:67.30 km/h
Suma podjazdów:47278 m
Maks. tętno maksymalne:194 (0 %)
Liczba aktywności:100
Średnio na aktywność:62.94 km i 3h 30m
Więcej statystyk
Dane wyjazdu:
31.75 km 0.00 km teren
01:26 h 22.15 km/h:
Maks. pr.:51.50 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Ulinia z widokiem na morze

Czwartek, 4 sierpnia 2011 · dodano: 21.09.2011 | Komentarze 0

Latarnia Stilo - widok z Ulinii:

Uliński widok na morze i latarnię morską Stilo © rudzisko


i zbliżenie:

Latarnia morska Stilo © rudzisko


Dane wyjazdu:
40.41 km 0.00 km teren
01:59 h 20.37 km/h:
Maks. pr.:54.60 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Od niechcenia

Środa, 3 sierpnia 2011 · dodano: 21.09.2011 | Komentarze 3

Oto koń:)

Sarbskie ranczo o poranku © rudzisko
Kategoria Łebowanie, Pstryki


Dane wyjazdu:
32.12 km 0.00 km teren
02:04 h 15.54 km/h:
Maks. pr.:35.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Sarbsk

Środa, 27 lipca 2011 · dodano: 21.09.2011 | Komentarze 0

W tym samym towarzystwie i podobnym tempie:)
W dodatku słońce ze złej strony:
Kamienny kościół w Sarbsku © rudzisko
Kategoria Łebowanie, Pstryki


Dane wyjazdu:
25.14 km 0.00 km teren
01:51 h 13.59 km/h:
Maks. pr.:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Ruchome wydmy

Wtorek, 26 lipca 2011 · dodano: 21.09.2011 | Komentarze 0

Powolna wycieczka w towarzystwie rodzimym, ale nie rodzinnym:) Nie ma co pisać, bo dawno to było i bez specjalnych atrakcji...

Melancholia nad jeziorem Łebsko © rudzisko


Ruchome wydmy z widokiem na j. Łebsko © rudzisko


Towarzyszka wśród ruchomych piasków © rudzisko


Ruchome piaski w Słowińskiem Parku Narodowym © rudzisko


Dane wyjazdu:
61.13 km 7.80 km teren
03:25 h 17.89 km/h:
Maks. pr.:35.20 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wpuszczona w pokrzywy....

Środa, 11 maja 2011 · dodano: 12.05.2011 | Komentarze 4

Ponieważ oboje z M. umówiliśmy się na wieczór (ja z dawno nie widzianą koleżanką, on z kilkoma tysiącami ludzi na trybunach stadionu Wisły), więc nie planowaliśmy długiej trasy. Uznaliśmy, że taką szybką, łatwą i przyjemną będzie wycieczka do Puszczy Niepołomickiej, której nie udało nam się zobaczyć w zeszłym roku. Wyruszyliśmy bladym świtem (czyli po 10:p) i rozpoczęliśmy żmudne próby przedostania się przez zakorkowany Kraków. Jechaliśmy i jechaliśmy, aż w Brzegach zobaczyliśmy ścieżkę, która wyglądała na kuszącą alternatywę dla bardzo ruchliwej drogi prowadzącej na Niepołomice. Kuszącą, ale niestety prowadzącą donikąd. W zasadzie prowadziła do stopnia wodnego "Przewóz", ale dla nas niewiele to zmieniało. Aby tak zwyczajnie nie zawracać, Mateusz odbił w inną ścieżkę, która również nie zaprowadziła nas zbyt daleko. To niezbyt daleko okazało się być pokryte wszelakimi odmianami chaszczy i znaczną ilością pokrzyw. Gdy już dosadnie zadbaliśmy o to, aby nasze stopy solidnej kąpieli pokrzywowej zaznały, czas było przyznać, że ścieżka ta nas wywiodła w pole i jednak musimy zawrócić. Ponownie skierowaliśmy się na drogę prowadzącą przez Brzegi i Grabie do Niepołomic. W Grabiu natknęliśmy się na drewniany kościółek z XVIII wieku, pod którym postanowiliśmy chwilkę odpocząć, poczekać, aż odzyskamy czucie w stopach i napełnić żołądki.
Kościół w Grabiu © rudzisko

Tam też wszelka ochota na jeżdżenie w takimi zatłoczonymi ulicami opuściła Mateusza, więc postanowiliśmy wracać do domu. Tuż za mostem Wandy ponownie chcieliśmy opuścić miejską dżunglę i jak się okazało, wjechaliśmy w prawdziwą...
Cały w trawie © rudzisko


"Ja ci dam robić mi zdjęcia":p © rudzisko

Początkowo szutrowa droga szybko zamieniła się w sięgające po kolana (na rowerze) chaszcze, później w wyspę piaskową, później znów w chaszcze, a cały czas nam towarzyszył widok na elektrownię wodną. Wreszcie udało nam się przebić do cywilizacji tuż przy moście Nowohuckim.
Pomimo, że nie wykonaliśmy założonego planu, a także całych strat w naskórku i spalonych słońcem rękach od ramion po nadgarstki, wycieczkę można uznać za udaną:)

Dane wyjazdu:
101.37 km 3.92 km teren
05:33 h 18.26 km/h:
Maks. pr.:57.10 km/h
Temperatura:13.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:849 m
Kalorie: kcal

Ślamazarności

Środa, 4 maja 2011 · dodano: 06.05.2011 | Komentarze 5

Długi łikend nie był dla nas długi, ale nie było też słonka, które kazałoby nam żałować, że nie dla nas tegoroczna majówka. Przyjemnym trafem tuż po łikendowej niepogodzie nastała pogoda i zastała nas na wolnym, zarezerwowanym na ot taką sobie wycieczkę. Gwoli sprawiedliwości (po ostatnim wypadzie na jurę) szukaliśmy celu tego krótkiego wojażu na południe od Krakowa. Tak więc ruszyliśmy w południe na podbój południa z morale zawieszonym w połowie poprzeczki. Kulając się powoli bulwarami obstawialiśmy, czy starczy mi samozaparcia, by nie zawrócić pod torem kajakowym. Z niefrasobliwością założyłam, że pojedziemy tempem 18km/h, a pod górę 8km/h, nie wiedząc jeszcze jak prorocze będą te słowa.
Dojechaliśmy do Tyńca i od niechcenia odbiliśmy w stronę Skawiny, zgodnie z ukazaną nam się wcześniej Mapą Gógla, później zaś ukazały nam się też widoki, w dodatku jeden za drugim:
Falowanie... © rudzisko


Przestrzeń. © rudzisko


Widoczek... © rudzisko


Ukryty domek © rudzisko


Kudłaty w przykucu. © rudzisko


Droga wznosiła się łagodnie, a słonko udawało, że grzeje. Przetykając jazdę pauzami na zdjęcia powoli brnęliśmy na przód, trzymając się obwieszczonej przez Gógla trasy, dlatego też tylko z odległości rzuciliśmy okiem na Krzęcin, którego udokumentowana historia sięga XIII wieku:

Drewniany kościół w Krzęcinie © rudzisko


Jechaliśmy i jechaliśmy, aż dotarliśmy do Kalwarii Zebrzydowskiej. Tam znaleźliśmy stosowny kawałek zielonego, aby na nim spożyć wiezione ze sobą kalorie, zanim spalimy ich ostatki na podjeździe pod klasztor. Posiliwszy się naszym jogurtowobakaliowomusliowoorzechowym makaronkiem ruszyliśmy zobaczyć jedyną kalwarię wpisaną na światową listę dziedzictwa UNESCO:

Klasztor w Kalwarii Zebrzydowskiej © rudzisko


Kalwaria Zebrzydowska © rudzisko


Jezusowa rzeźba. © rudzisko


Kapliczka... © rudzisko


I jeszcze raz... © rudzisko


Przy drodze... © rudzisko


Czas płynął nieubłaganie, więc Kalwarię objechaliśmy tylko pobieżnie, nie zwiedzając wszystkich (pani Wikipedia mówi, że 42) kaplic i kościołów. W stronę Lanckorony udaliśmy się polnymi drogami przez Brody, ciągle przystając na kolejne zdjęcia:

Kontrola jakości zdjęcia © rudzisko


Krowie opowieści © rudzisko


A jechaliśmy tam:

Tam trzeba wyjechać © rudzisko


I tam było pod górkę. A z górki rozciągały się kolejne nęcące widoki (i te bliższe i te dalsze):

Przez górki i dolinki... :) © rudzisko


Trochę makro. © rudzisko


Wylazł z krzaków... © rudzisko


Kolejny widoczek. © rudzisko


Widok, który był uwieńczeniem mego wysiłku, nadwyrężył moje i tak wątpliwe morale, czas więc było nawracać w pielesze domowe, do których było mi teraz tak tęskno. Szybko pokonaliśmy zjazd do Jastrzębiej, zatrzymując się tylko raz, by uchwycić urokliwe górki:

W drodze do Jastrzębiej © rudzisko


Widok z Jastrzębiej © rudzisko


W drodze powrotnej zakładaliśmy zobaczyć jeszcze kilka zabytkowych dworków, jednak w związku z ulotnieniem się z mojego organizmu wszelkich sił witalnych, wszystkie przeoczyliśmy...Do domu dotarliśmy przed 22, zahaczając jeszcze o krakowski rynek, celem uzupełnienia pewnych zasobów spożywczych i kulturowych:)

Dane wyjazdu:
100.91 km 9.40 km teren
05:02 h 20.05 km/h:
Maks. pr.:64.20 km/h
Temperatura:27.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:708 m
Kalorie: kcal

I nie ruda 102

Sobota, 23 kwietnia 2011 · dodano: 25.04.2011 | Komentarze 3

Dnia zaprzeszłego dokonaliśmy wojażu, celem chłonięcia okiem zielonego i przetestowania mojej użyteczności do pokonywania większej ilości kilometrów za jednym zamachem. Zielone było soczyste, otaczało ze wszech stron i dawało się chłonąć bez przeszkód niezależnie od kierunku, ale my udaliśmy się chłonąć bardziej na północ i trochę na zachód. Tak więc zabraliśmy ze sobą mapę, jedzonko oraz kolegę i ruszyliśmy przez miasto, aby znaleźć się od niego jak najdalej. Staraliśmy się ominąć miejskie zgrupowanie samochodów na jezdniach, a kolega, naznaczony przy chrzcie imieniem Konrad, krążył wokół nas jak satelitka, zapewne będąc jedną z kategorii przyczyn nienawiści kierowców do rowerzystów... Udało się wyjechać z miasta, a droga powoli zaczęła piąć się w górę. I my pięliśmy się również. A pnąc się rzekłam: "Stop. Aparat też niech chłonie." I pochłonął taki oto traktor:
Tuż tuż za Krakowem © rudzisko

I jeszcze troszkę zieleninki:
Wiosna, wiosna, wiosna, ach to Ty): © rudzisko
.
Spędziwszy kilka minutek na smakowaniu widoku roli, czas było udać się dalej w zamierzonym, a jak się później okazało także wymierzonym, kierunku. Wszak słońce stało już w zenicie, a przed nami jeszcze ponad 80% trasy! Tak więc zatrzymywania nie było, aż do Ojcowa, gdzie na chwilkę przystanęliśmy pod zamkiem, celem udokumentowania bytności. Oto i dokument bez polotu:
Zamek w Ojcowie © rudzisko

Udokumentowawszy, a także poczyniwszy później komparatystykę, stwierdzam, że ten czternastowieczny zamek ma się tak, jak w zeszłym roku i nijakie zmiany nie zaszły, może tylko na precle inflacja podziałała, ale nauczeni zeszłorocznym doświadczeniem nie pokusiliśmy się tego sprawdzić...
Celem spoczynku udaliśmy się pod Pieskową Skałę. Tam dokonałam rejestru atrakcji charakterystycznych dla tego miejsca:
Maczuga Herkulesa © rudzisko

Zamek w Pieskowej Skale © rudzisko

oraz współtowarzyszy podróży, będących wygodną, ponadprzestrzenną, przenośną atrakcją:)
Konrad zza krzoka;P © rudzisko

W poszukiwaniu najlepszej perspektywy © rudzisko

I nie wszędzie da się wjechać © rudzisko

Rower napędzany siłą rąk © rudzisko

A na górze będzie piknik © rudzisko

Gdy już wyselekcjonawaliśmy najbardziej polną drogą, prowadzącą do najbadziej ustronnej polanki, czas było posilić ciało, albo ducha - według uznania. Na sileniu się oraz szybkim przeglądzie mojego wehikułu (bo w nienajlepszej kondycji on) spędziliśmy prawie godzinkę, czas więc było przyspieszyć tempa. Pomogła nam w tym górka, która była akurat "z" i można się było niebagatelnie na niej rozpędzić, nawet bez najwyższych przełożeń:)
Jako, że to moja pierwsza setka w życiu, zaczął mnie niepokoić fakt, że od Pieskowej Skały, jakoś bardziej z, niż pod. Przeca to, co teraz w dół, trza będzie wypedałować nazod...
Konrad, jako pierwszy entuzjasta naturalnego gruntu pod kołami, gdy tylko nadarzyła się okazja, nie omieszkał jej przepuścić. W ten sposób zmodyfikowaliśmy trasę i w okolicach Kosmolowa odbiliśmy z przyczepnego asfaltu na dużo mniej przyczepną, piaszczystą ścieżkę Szlakiem Orlich Gniazd. Troszkę, ale nie nadto, na nim pobłądziliśmy, ale dzięki temu ominęliśmy wjazd do Olkusza, a zamek ukazał się naszym oczkom znienacka tuż po wyjechaniu z lasku:
Z niskości spojrzenie na zamek w Rabsztynie © rudzisko

Kilka fotek z polanki:
Zdjęcie z przyczajki:) © rudzisko

Sielanka pod zamkiem © rudzisko

Najpiękniejszy odcień zieleni © rudzisko

i szturm na mury:
Tym razem od frontu © rudzisko

Pod zamkiem spędziliśmy kolejną godzinkę na leniuchowaniu i o godzinie 17, powzięliśmy się w drogę powrotną.
Zieleń czarowała nas swym odcieniem przez cały dzień, ale dopiero w drodze powrotnej zaczarowało nas światło:
Wśród pól... © rudzisko

A droga kręta jest... © rudzisko


Dane wyjazdu:
31.03 km 0.00 km teren
01:39 h 18.81 km/h:
Maks. pr.:42.80 km/h
Temperatura:26.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Sprawunki

Czwartek, 21 kwietnia 2011 · dodano: 21.04.2011 | Komentarze 1

Pewnie też ma konto na bikestats:)

Miś pogromca szos © rudzisko
Kategoria Miasto, Pstryki


Dane wyjazdu:
53.74 km 0.72 km teren
02:48 h 19.19 km/h:
Maks. pr.:44.20 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Krótka przerwa:)

Wtorek, 12 kwietnia 2011 · dodano: 17.04.2011 | Komentarze 2

Korzystając z dnia przerwy w kwietniowym ciągu pracowniczym wybraliśmy się ze Stamperkiem na przejażdżkę. Nie mając siły i pomysłu obraliśmy kierunek na Tyniec. Przy torze kajakowym sfociliśmy gromadkę ludzi, którym nie straszna żadna pora roku, aby wziąć kąpiel:

W wodnej kipieli © rudzisko


Wierzchem na fali © rudzisko


Kwietniowa kąpiel © rudzisko
Kategoria Miasto, Pstryki


Dane wyjazdu:
66.78 km 0.00 km teren
03:51 h 17.34 km/h:
Maks. pr.:54.40 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:557 m
Kalorie: kcal

Samounicestwienie, czyli do Dobczyc i nazad.

Sobota, 12 lutego 2011 · dodano: 13.02.2011 | Komentarze 7

Za grosz rozsądku! Za grosz!

Od tygodnia pobolewa mnie kolano, ale usilnie ignorowałam to uczucie - tak usilnie, że uparłam się, aby wykorzystać sobotnie wolne na wycieczkę do Dobczyc.
Nie pomogło nawet wspomnienie dość mizernego, czwartkowego wypadu do Lasku Wolskiego... Ale nie powinno zdradzać się zakończenia historii na wstępie, zatem zacznijmy od początku:
Wstaliśmy, gdy słońce blisko było już zenitu. Ale było... Na błękitnym, prawie bezchmurnym niebie! Jak nie wykorzystać takiej okazji? Byłby to przecie grzech i zaniedbanie!
No więc wyruszyliśmy, a ledwie opuściliśmy domowe pielesze, już pojawił się pierwszy wróg, zimno, rzec by można nawet, że wróg numer 1. Wziął nas zupełnie z zaskoczenia, atakując szczególnie bezczelnie przy każdym, nawet najkrótszym postoju na robienie zdjęć, zażycie energii zapakowanej w batonika, czy wzdychaniu nad otaczającym urokiem przyrody. Był to wróg podstępny i uciążliwy. I nie opuszczający nas nawet na moment.
Wróg numer 2, czyli wiatr, prowadził walkę partyzancką. Uprzykrzał życie znienacka, ale nie zanadto, dawał odpocząć i zregenerować siły przed następnym starciem.
Do Wieliczki dotarliśmy zdumiewająco prędko, chwilkę pokręciliśmy się po miasteczku, uwieczniając kilka budynków na matrycach naszych aparatów, po czym skierowaliśmy się w stronę Dobczyc.

Widok na Kościół św. Klemensa i Zamek Żupny w Wieliczce © rudzisko


Niższe seminarium duchowne w Wieliczce © rudzisko


Tuż za Wieliczką stał sobie pierwszy podjazd (a potem stanęło ich okrakiem na tej drodze jeszcze kilka), który przekonał mnie o konieczności posiadania jabłka. Szczęśliwie się złożyło, że górka posiadała na swym wierzchołku stosowne miejsce, w którym można było zaspokoić tę potrzebę niecierpiącą zwłoki (myślę, że ta potrzeba podświadomie też nie cierpi górek, choć nie da się ukryć, że najpiękniejsze krajobrazy, to te zawierające w sobie jakieś wzniesienie).
Tam też Mateusz widząc moją wątpliwą dyspozycję, wskazał to oto miejsce, jak alternatywę dla leżących dużo dalej Dobczyc:

Wieża w Chorągwicach © rudzisko


A oto Mateusz fotografujący alternatywę z maleńkiej serpentynki w Koźmicach Małych:

Stamper fotografujący wieżę widokową w Chorągwicach © rudzisko


Nie było sposobności, aby ciągiem pokonać odcinek Wieliczka-Dobczyce. Co kawałek pojawiało się coś, co warto było zarejestrować na trwalszym nośniku, aniżeli zawodna ludzka pamięć.

Taki sobie widoczek © rudzisko


Widok gdzieś po drodze © rudzisko


U stóp wzgórz © rudzisko


Górskie impresje © rudzisko


Zimowe akcenty © rudzisko


Na jednym z postojów przekonałam się, dlaczego siły natury zawzięły się nad nami. Musiało je zesłać jakieś stworzenie władające niecnymi i złowieszczymi mocami, bym nie mogła dostarczyć na miejsce rzeczy promieniującej tajemniczą nieobieską poświatą (wydaje mi się, że byłam tylko nic nieznaczącym posłańcem, nie wiedzącym nawet, gdzie ów przedmiot dostarczyć należy, ale chyba się udało, gdyż po powrocie do domu już nic nie promieniowało XD):
Cycosław i tajemnicza poświata © rudzisko

Dotarliśmy do Dobczyc, wjechaliśmy na wzgórze zamkowe po to, by przekonać się, że zamek jest już zamknięty i że na górkach wieje bardziej, co nie jest żadnym odkryciem.

Klasycystyczny Kościół Matki Wspomożenia Wiernych i skansen © rudzisko


Zamek w Dobczycach © rudzisko


Wracając zatrzymywaliśmy się o wiele rzadziej, chcąc zdążyć przed zmierzchem dotrzeć do granic Krakowa. Brakowało też dobrych punktów widokowych, aby w całym majestacie uchwycić towarzyszącą nam w drodze powrotnej różowo-pomarańczową łunę.

W promieniach zachodzącego słońca © rudzisko


Słoneczna magia © rudzisko


Kontrola jakości zdjęć © rudzisko


Po powrocie zaś okazało się, że mam poważne problemy ze zgięciem kolana i rozprostowaniem go bez wyraźnego uczucia bólu...