Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi rudzisko z miasteczka Glinka/Kraków. Mam przejechane 19163.63 kilometrów w tym 295.03 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rudzisko.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
97.37 km 0.00 km teren
05:06 h 19.09 km/h:
Maks. pr.:59.60 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1035 m
Kalorie: kcal

Transylwania

Czwartek, 13 września 2012 · dodano: 06.10.2012 | Komentarze 0

Dzień rozpoczynamy od zobaczenia maleńkiego jeziorka górskiego Lacu Rosu, powstałego na rzece Bicaz w wyniku osunięcia się czerwonego piaskowca do wód rzeki. Choć dziś wody jeziora nie posiadają już czerwonego zabarwienia, to jednak połamane pnie jodeł, przecinające taflę wody i odbicie góry Micului Suhard w jej zwierciadle nadają mu charakteru:

Jeziorko Lacu Rosu © rudzisko


Jezioro Lacu Rosu © rudzisko


Miejscowa legenda głosi, że grunt osunął się za sprawą przepięknej dziewczyny o imieniu Esther. Dziewczyna zakochała się w chłopaku z Gheorgheni, nawet ze wzajemnością, ale nie dane było parze zostać razem. Ślub uniemożliwił pobór do wojska, jednak dziewczyna cierpliwie czekała na powrót swego wybranka. Czekając często chodziła nad rzekę, śpiewając tak pięknie, że otaczające rzekę góry były wzruszone. Pewnego razu Esther została porwana znad rzeki przez bandę rabusiów. Jej herszt, również oczarowany urodą dziewczyny, chciał wziąć z nią ślub, a gdy ona dobrowolnie się zgodzić nie chciała, ani nie pomagała próba przekupstwa, postanowił wziąć ją siłą. Dziewczyna zaczęła krzyczeć i wzywać pomocy, a wśród ogarniętych żałobą gór rozległ się grzmot i nastała ulewa tak silna, że spływające po skałach strumienie wody, zmyły z jej stoków las i gruz, zabierając ze sobą także niecnego rabusia. W ten oto sposób gromadzące się górskie potoki stworzyły to małe, acz przepiękne jezioro...
Konary sosen - Lacu Rosu © rudzisko


Robimy kilka zdjęć i ruszamy w stronę przełęczy. Początkowo jest dość chłodno, jednak słońce zaczyna grzać coraz mocniej i szybko postanawiamy zredukować odzienie. Nawierzchnia jest dość dobra, a nachylenie łagodne, więc podjazd nie sprawia nam zbytnich problemów. Szczególnie, że myślami jesteśmy już na 25km zjazdu, które czekają nas po pokonaniu przełęczy. Tymczasem patrzymy na rozpościerającą się przed nami Transylwanię:

Widok na Gheorgheni © rudzisko


Widok z przełęczy © rudzisko


Stamper i przełęcz © rudzisko


Okazuje się, że 25 km zjazdu wcale nie jest takie przyjemne - droga znajduje się w remoncie, pas zjazdowy jest w opłakanym stanie, więc nici z rozpędzenia się.
Nie tak szybko jakbyśmy chcieli docieramy do Gheorgheni - 88% mieszkańców tego miasta to Węgrzy, a tylko 11% stanowią Rumuni. Przewagę narodowościową widać, a raczej słychać na każdym kroku, bo choć napisy są przeważnie dwujęzyczne, to rumuński słyszany jest o wiele rzadziej. Na przedmieściach miasta widzimy ładny ormiański kościół Narodzenia Dziewicy Maryi:

Gheorgheni - Kościół ormiański © rudzisko


Miasto nie jest specjalnie zabytkowe, więc kierujemy się dalej na południowy zachód. Jedziemy drogą, którą odradzał nam wczoraj ochroniarz w Bicaz - sugerował, że lepiej kierować się głównymi drogami. Trochę niepokoimy się, że droga może być szutrowa, jednak postanawiamy zaryzykować i okazuje się, że słusznie. Przed nami kolejna przełęcz, a widoki, które towarzyszą nam praktycznie zaraz po wyjeździe z Gheorgheni osładzają wysiłek, tym bardziej, że asfalt jak marzenie, a ruch samochodowy prawie zerowy.

Krajobrazy wokół Gheorgheni © rudzisko


Rumuński pejzaż po raz kolejny © rudzisko


Tuż przed przełęczą zatrzymujemy się przy ogromnym kamieniołomie. Tablica informacyjna sugeruje, że gdzieś są tu pozostałości wulkaniczne, jednak czytanie w języku rumuńskim nie idzie nam najlepiej, więc pozostajemy z niewiedzą:(

Tuż przy kamieniołomie © rudzisko


Rumuńska chatka © rudzisko


Za przełęczą już prawie cała trasa do Odorheiu Secuiesc prowadzi w dół. Ta strona stoku jest mniej widokowa, niż wschodnia, jednak zatrzymujemy się kilkakrotnie w celu sfotografowania porozrzucanych drewnianych domków:

Transylwańskie chatki © rudzisko


Rumuńskie chatki © rudzisko


Krajobraz Siedmiogrodu © rudzisko


Krajobraz z drzewem © rudzisko


Stamper w Libanie © rudzisko


Droga przez kilka kilometrów wije się wokół jeziora, jednak widok nań ciągle przesłaniają drzewa. W końcu dojeżdżamy do wiaduktu, z którego można zobaczyć wciskające się między góry brzegi sztucznego zalewu na rzece Tarnava Mare (dopływ Mureszu):

Stamper łowi © rudzisko


Barajul Zetea © rudzisko


Jakiś kościółek na trasie © rudzisko


Dojeżdżamy do Odorheiu Secuiesc - jednego z większych skupisk siedmiogrodzkich Węgrów. W mieście zatrzymujemy się tylko na zakupy (nie zwiedzamy średniowiecznej kaplicy Serca Jezusa, naszej uwadze umykają też bastiony zamku "napadanego przez Szeklerów") i kawałek za miastem rozbijamy się pod gruszą:)

Kategoria Pstryki, Rumunia 2012


Dane wyjazdu:
75.69 km 0.00 km teren
04:29 h 16.88 km/h:
Maks. pr.:47.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Wąwóz Bicaz

Środa, 12 września 2012 · dodano: 03.10.2012 | Komentarze 1

Dzisiejszy dzień nie obfitował w zwiedzanie, jednak na przestrzeni ponad 40 km towarzyszył nam widok na zalew na rzece Bistrita i otaczające go wzgórza, powodując, że dla mnie był to jeden z bardziej przyjemnych dni wycieczki.

Po złożeniu namiotów postanawiamy z Mateuszem zawrócić kawałek, aby sfotografować most w Poiana Largului (dość monumentalny, co będzie można zobaczyć u Mateusza, o ile zdecyduje się wreszcie dodać wpis:)).

Widoki w Poiana Largului © rudzisko


W tym czasie Marcin z Justyną ruszyli już w stronę Bicaz, szukając miejsca śniadaniowego:) znajdujemy ich na przyjemnej polance tuż przy drodze, z widokiem na budowany kościółek i górki. Czas na posiłek wykorzystujemy też, aby osuszyć namioty z porannej rosy.

Śniadanie na trawie © rudzisko


Budowa cerkwi © rudzisko


Droga wzdłuż jeziora należy do bardzo malowniczych. Wznosi się i opada, podążając zalesionymi brzegami zalewu, jednak samo jezioro, jak i otaczające je góry jest widoczne przez zdecydowaną większość trasy. Na mapie odcinek od Poiana Largului do Bicaz wygląda dość niewinnie, jednak nie ma co liczyć, że będzie płasko (choć wahania wysokości nie są duże - min 540m, max 620 - to jednak płaskich odcinków praktycznie nie ma).
Brzeg, którym podążamy usiany jest małymi, rolniczymi wioskami, w których (podobnie jak w całej Rumunii) dominują tradycyjne metody upraw i zbiorów.

Jezioro izvorul muntelui (bicaz) © rudzisko


Zaprzężone wołu © rudzisko


Adapter i Skoti © rudzisko


Nad jeziorem góruje imponujący masyw Ceahlău:

Rumuńskie klimaty © rudzisko


Kolejny widok na jezioro © rudzisko


Izvorul Alb.... © rudzisko


Widok na jezioro bicaz © rudzisko


Jezioro od strony południowej zwieńczone jest monumentalną zaporą o długości 400m i wysokości 120m - prezentuje się naprawdę okazale, szczególnie jak na budowlę z lat 50tych XXw.

Zapora na Bistrity © rudzisko


Spędzamy na niej kilkanaście minut podziwiając widoki i robiąc zdjęcia, po czym rozpoczynamy zjazd do Bicaz.
Miasto nie należy do najładniejszych, jednak zatrzymujemy się w nim, aby zrobić zakupy spożywcze i nabyć najważniejszy dziś krem do opalania (termometr wskazuje ponad 30stopni - jakkolwiek wiedzieliśmy, że będzie o wiele cieplej niż w Polsce, to jednak taka temperatura w wrześniu nas zaskoczyła odrobinę). Koniec końców postanawiamy zjeść też jakąś ciorbę i wątrobkę - zupa była nawet smaczna, jednak jedzenie podrobów jakoś do mnie nie przemawia, szczególnie kiedy trzeba na nie dość długo oczekiwać...

Ruszamy dalej, a droga powoli zaczyna piąć się w górę - choć od docelowego dziś Lacu Rosu dzieli nas okolo 750m w pionie, to jednak strome fragmenty zaczynają się dopiero pod sam koniec wąwozu (kawałek 10% i serpentynka przed tunelem).
Wijącą się wzdłuż strumyka drogę otaczają ściany skalne o wysokości nawet 800 metrów - gdzieś wyczytałam, że obok kanionu rzeki Verdon w Prowansji jest to najgłębszy wąwóz w Europie. Ten sposób przedostania się do Transylwanii jest dość efektowny, choć fakt, że droga otwarta jest dla ruchu samochodowego oraz jarmarczność budek z pamiątkami porozstawianych wzdłuż ścian kanionu odbiera mu nieco uroku.

Przy wjeździe do wąwozu Bicaz © rudzisko


Wąwóz Bicaz... © rudzisko


Docieramy do Lacu Rosu, gdy słońce zaczyna zachodzić. Ostatnimi promieniami oświetla słynny szczyt PIATRA ALTARULUI (czyli skała ołtarzowa) zwieńczony krzyżem, który jeszcze nie tak dawno temu zastępowała czerwona gwiazda:

PIATRA ALTARULUI © rudzisko


Dziś posiedzimy w ciepłym wnętrzu pokoju popijając Ciukasa, a jutrzejszy dzień rozpoczniemy od podjazdu na przełęcz Pangarati (1257m.) :)

Cazare w Lacu Rosu © rudzisko


Kategoria Pstryki, Rumunia 2012


Dane wyjazdu:
62.22 km 0.00 km teren
04:28 h 13.93 km/h:
Maks. pr.:54.30 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1466 m
Kalorie: kcal

Dzień monastyrowy :)

Wtorek, 11 września 2012 · dodano: 02.10.2012 | Komentarze 0

Dnia wczorajszego wjechaliśmy w Neamt, malowniczego podgórza Karpat usianego mołdawskim monastyrami - kilka z nich dziś uda nam się obejrzeć. Namioty rozbiliśmy kawałek za wioską, w polnej niecce, skąd rankiem roztoczyły się przed nami widoki na pola zalane ciepłym porannym światłem:

Bukowiańskie pola © rudzisko


Domek wśród pól © rudzisko


Opuszczając nasze miejsce noclegowe mijamy pasterza wraz ze swym stadem krów - wciąż częsty element krajobrazu rumuńskich gór.

Stamper i stado © rudzisko


Na rumuńskim dukcie © rudzisko


Od pierwszego odwiedzanego dziś monastyru dzieli nas niespełna 5 km, które pokonujemy sennie turlając się przez uroczą wioskę (z potężnym zapleczem noclegowym - nie trzeba spać w namiocie, jeśli ktoś nie czuje potrzeby:)). Wkrótce docieramy do pobielonych murów obronnych intensywnie odcinających się na tle zieleni lasów - to prawosławny klasztor Agapia, prowadzony przez zgromadzenie około pięciuset mniszek, z których część zamieszkuje poza murami klasztoru w baśniowych białych domkach z ukwieconymi ogródkami i werandami.
Mniszkowy domek © rudzisko

Historia tego monastyru sięga XIV w., kiedy w miejscu oddalonym o około 2 km od obecnego zboru stanął drewniany kościół "Przemienienia", szybko zniszczony przez lawinę śnieżną. Mnisi wznieśli kolejną cerkiew, jednak w wyniku osuwania się zbocza ta również uległa zawaleniu (widać rumuńscy mnisi wykazywali się niesamowitą niezłomnością wobec przeciwności sił przyrody, bo do czasów obecnych stanęło ich tam aż 7 - w latach 90.tych XXw. zbudowano kościół na solidnych murowanych fundamentach). Tymczasem życie klasztorne przeniosło się do doliny wraz z małym kościołem, przy którym wkrótce (za fundacją hetmana Gavril Coci i jego małżonki Liliany) stanął nowy klasztor, konsekrowany w 1647r. Istotną datą jest 1803 r., kiedy na mocy dekretu monastyr został przydzielony mniszkom. Dziś - oprócz duchowej posługi - prowadzą muzeum, sklep z upominkami, zajmują się tkaniem dywanów, czy tworzeniem ikon. W małym sklepiku przed bramą główną można za kwotę 1,5ron nabyć przepyszne drożdżówki z serem, czy dziwne miody z mylącym napisem sorbet na etykiecie (moim zdaniem można lepiej wydać 12 lei).
Monastyr Agapia © rudzisko


Brama monastyru Agapia © rudzisko


W obowiązkowych wdziankach © rudzisko


Monastyr Agapia - zabudowania © rudzisko


Wejście na teren monastyru obwarowane jest opłatą 5lei (50% zniżki dla uczących się), w cenie zwiedzanie muzeum oraz zawierającej cenne malowidła pędzla Nicolae Grigorescu cerkwi.
Przechadzamy się chwilę po otaczającej monastyr wiosce, oglądamy drewnianą cerkiew i wracając pod miejsce parkingowe rowerów mamy okazję zobaczyć życie mniszek "od zaplecza".
Drewniana cerkiew w Agapii © rudzisko

Nie docieramy do tzw. Old Agapii (pustelni), bo mając świadomość, jak wiele czasu umknęło nam pośród tych klasztornych murów, postanawiamy skierować się polną drogą do kolejnego monastyru. Początkowo ot polna ścieżka szybko zmienia się w wyboisty, pnący pod górę trakt - nie jest to mi do końca po myśli, szczególnie, że w swojej piętości jest bardzo mało zwięzły. Więc pniemy się wolno w górę krętą leśną drogą, rozleniwieni słońcem, gdy wtem dobiega nas muzyka - to pasterz wygrywający na fujarce jakąś lokalną nutę tak sielsko wybrzmiewał pośród drzew... To ten moment, kiedy trzeba się zatrzymać i pomyśleć: jest pięknie:)
Leśny dukt łączący Agapię z Sihastrią © rudzisko

Ostatnie kilkadziesiąt metrów do XVI-wiecznego skete (małego klasztoru) Sihla szybko pozwoli ujść takim myślom z mojej głowy (choć są tacy, którzy twierdzą, że to nie kwestia drogi, acz korby). Wciąż uciekające podłoże spod kół (szczególnie tylnego) powoduje, że docieram pod monastyr z lekkim rozczarowaniem spowodowanym takim wysiłkiem wobec tak skromnego efektu... Zapewne w innych okolicznościach uznałabym, że to idealne miejsce na pustelnię i życie w jaskini (jakie prowadziła tu kanonizowana w 1992r niejaka Matka Teodora), tymczasem jednak za punkt kulminacyjny uznaję odpoczynek na ławce (przed o wiele bardziej wyczerpującym mnie zjazdem).
Monastyr Sihla © rudzisko


W klasztornej bramie.... © rudzisko


Po potwornych męczarniach spowodowanych pokonywaniem stoku z drugiej strony docieramy do kolejnego monastyru. Wejścia na jego teren broni piękna drewniana brama (widzieliśmy takich całe mnóstwo w Siedmiogrodzie i Maramureszu, z charakterystycznymi motywami sznurów, często malowane kwiecistymi ornamentami i ozdobione inskrypcją)- pod nią zostawiamy rowery, oraz wyszukujemy w sakwie długich spodni, aby nie razić naszym nieprzystającym do miejsca i okoliczności strojem.

Brama przez monastyrem Sihastria © rudzisko


Jak chyba każdy z rumuńskich monastyrów Sihastrię dotknęły conajmniej dwie plagi - pożar oraz najazdy. Obecna mniejsza cerkiew została zbudowana na początku XIX w., w miejsce dwóch poprzednich (z roku 1665 oraz kolejnej spalonej przez Turków w 1821 r.):

Cerkiew Naşterea Maicii Domnului © rudzisko


Nieco niżej stoi potężna (jak na rumuńskie świątynie, które widzieliśmy do tej pory) Katedra św. Teodory (tej z pieczary w Sihli):

Katedra św. Teodory © rudzisko


Wejście do katedry, Sihastria © rudzisko



Monastyr Sihastria, Kapliczka © rudzisko


Monastyr Sihastria, dzwonnica © rudzisko


Monastyr Sihastria, detal © rudzisko


Po ponad godzinnej wizycie opuszczamy mury klasztoru - jest już stosunkowo późno, a przed nami podjazd na przełęcz Petru Voda, wobec tego decydujemy się zrezygnować z obejrzenia znajdującego się kawałek dalej monastyru Secu (a zapowiadał się bardzo atrakcyjnie):

Pobieżne spojrzenie na monastyr Secu © rudzisko


Na każdym kroku widać, że Rumunia od dawna nie zaznała deszczu:
Rumuńskie krajobrazy © rudzisko



Tymczasem podążamy dalej w kierunku miejscowości Pipirig, gdzie postanawiamy zakosztować regionalnej kuchni mołdawskiej (zaskoczyło mnie, że może być jeszcze cięższa kuchnia niż polska).

Nocujemy w Poiana Largului, na jakimś polu. Jutro wąwóz Bicaz:)

Kategoria Pstryki, Rumunia 2012


Dane wyjazdu:
76.94 km 0.00 km teren
04:51 h 15.86 km/h:
Maks. pr.:56.60 km/h
Temperatura:25.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1049 m
Kalorie: kcal

Wreszcie wyspani

Poniedziałek, 10 września 2012 · dodano: 28.09.2012 | Komentarze 0

Solidnie odsypiamy dwie poprzednie noce, więc wyjeżdżamy dopiero około 10:30 czasu lokalnego.
Słońce oświetla krajobraz poprzecinany kawałkami pól, jest pięknie:)
W drodze do Targu Neamt © rudzisko


Adapter w kurzu © rudzisko


Stamper w surykatkowej pozie © rudzisko


Rumuński pejzaż © rudzisko


Wyznaczanie drogi © rudzisko


Rumuńska bukowina © rudzisko


Stamper i rumuński step © rudzisko


Rumuńskie krajobrazy po raz wtóry © rudzisko


Wypas bydła w Rumunii © rudzisko


A droga długa jest © rudzisko


Rumuński kościół © rudzisko


Pasterz ze swą trzodą © rudzisko


Obiadowy postój © rudzisko


Malowniczy zarys rumuńskiej świątyni © rudzisko


Rumuński step jak okiem sięgnać © rudzisko


Na południe... © rudzisko


Kategoria Pstryki, Rumunia 2012


Dane wyjazdu:
114.36 km 0.00 km teren
06:49 h 16.78 km/h:
Maks. pr.:50.50 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Dom Polski w Rumunii

Niedziela, 9 września 2012 · dodano: 28.09.2012 | Komentarze 0

Pomimo pewnych obaw, związanych z zakupem biletów bez rezerwacji, docieramy do Czerniowców zgodnie z rozkładem. Statystyki nie wypadają zbyt korzystnie - odnotowujemy starty w kluczach i naskórku, snu prawie nie zaznaliśmy, mimo kuszetek w wagonach.. Nie ma co się użalać, więc dość szybko skręcamy rozmontowane do podróży rowery i rozpoczynamy żmudny podjazd po koszmarnej kostce brukowej. Miasto, będące w przeszłości stolicą Księstwa Bukowiny, stanowi całkiem niezły punkt wyjścia dla naszej wycieczki po rumuńskich szlakach północnej Mołdawii, Siedmiogrodu i Maramureszu. Ograniczamy się jednak tylko do przejazdu przez nie i oszczędzając czas, kierujemy się ku granicy z Rumunią. W drodze robimy kilka zdjęć, a na stacji benzynowej postanawiamy zrobić dłuższy, obiadowy postój:
Gdzieś za Czerniowcami © rudzisko


Widok z cerkwią © rudzisko


Obiadowa pauza © rudzisko


Zarówno Ukraina, jak i Rumunia borykają się z plagą bezpańskich psów (gdzieś wyczytałam, że w Rumunii przyczyna tkwi w rozporządzeniu Ceausescu, zabraniającym trzymania zwierząt domowych). Są naprawdę wszędzie, w miastach i na wsi - wystraszone, ze skulonymi uszami i podwiniętymi ogonami, z zaropiałymi oczami.

Adapter i pies © rudzisko


Dzielimy się z nimi jedzeniem i zbieramy się w drogę. Wreszcie przekraczamy granicę i docieramy do Siretu, chwilę kluczymy po miasteczku, po czym decydujemy się zmodyfikować nieco trasę (zamiast jechać do Sucevicy i Arbore udajemy się wprost do Suczawy, odwiedzając tylko Monastyr Dragomirna).
Kościół greko-katolicki w Sirecie © rudzisko


Przemierzamy łagodny krajobraz przedpola Karpat, przejeżdżając przez wioski z charakterystycznymi płotami, ławkami, zdobieniami domów, mijamy kościoły zbudowane w orientalnej dla nas estetyce.

Krajobrazy rumuńskiej bukowiny © rudzisko


Rumuńska bukowina © rudzisko


Rumuńska biserica © rudzisko


Podczas jednego z postojów na batonika w moim przednim kole pękła szprycha. Koło przestało mieścić się w ramie, konieczny była kolejna przerwa. Naprawa zajęła sporo ponad godzinę w wietrznej i chłodnej pogodzie.

Przerwa na wymianę szprychy i wycentrowanie koła © rudzisko


A wiatr dmie, że hej © rudzisko


Pozostaje nieodczuwalne praktycznie bicie góra-dół, a my powoli zmierzamy w kierunku monastyru:
Pejzaż bukowiny © rudzisko


Sielski pejzaż Bukowiny © rudzisko


Krajobraz pod słońce © rudzisko


Do monastyru jest o wiele dalej, niż przypuszczaliśmy, a mijane przez nas drogowskazy nie rozjaśniają wcale sprawy. Mijamy wioskę, w której obok siebie widzimy kilka "biseric", zapewne różnych wyznań. Do monastyru Dragomirna docieramy chwilę po zachodzi słońca.

Cerkwia Zesłania Ducha Św. otoczona jest majestatycznym ufortyfikowanym murem, który miał bronić przed kolejnymi najazdami (w tym również wojska polskiego). Burzliwa historia i zmienne wpływy widoczne są w architekturze świątyni, w której mieszają się tradycje mołdawski z azjatycką i zakaukaską ornamentyką:

Monastyr Dragomirna © rudzisko


Wieża cerkwi Dragomirna © rudzisko


Marcin i Justyna decydują się zobaczyć wnętrze kościoła, a Mateusz jedzie zobaczyć monastyr z dalszej perspektywy. Po chwili kierujemy się do Suczawy, gdzie wedle informacji wyczytanych w internecie, miały się w ten łikend odbywać Dni Polskie. Trochę czasu zajmuje nam przemierzenie miasta i odnalezienie siedziby Związku Polaków w Rumunii, więc w chwili przybycia do celu jest już ciemno. Na drzwiach odnajdujemy numer telefonu, więc postanawiamy się skontaktować, celem uzyskania noclegu. Pani Maria przez telefon informuje nas, że odwiedziła ich liczna delegacja z Polski, po której nie zdążyli posprzątać, więc nie udzielą nam nawet kawałka podłogi po ponad 100km dystansie tego dnia. Kieruje nas do "pobliskiego" hostelu, którego nazwy nie pamięta, tak samo, jak ulicy na której się mieści i którego oczywiście nie znaleźliśmy. Potwierdza się teoria, że na Polaków za granicą nie należy liczyć:( Szwędamy się po mieście próbując znaleźć jakieś miejsce noclegowe, ale hotele albo są przepełnione, albo ceny zdecydowanie przekraczają nasze możliwości.
Koniec końców noc spędzamy w pensjonacie kilka kilometrów za Suczawą(80RON za pokój dwuosobowy).



Dane wyjazdu:
101.05 km 0.00 km teren
05:32 h 18.26 km/h:
Maks. pr.:41.80 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Na pociąg...

Sobota, 8 września 2012 · dodano: 28.09.2012 | Komentarze 0

Przemyśl - Lwów.
Pomimo, że do Lwowa dotarliśmy w ciepłych promieniach wiszącego nisko słońca, nie udało nam się zobaczyć prawie nic... Kilka ulic centrum pokonanych na rowerze odbiera nam całą chęć do zwiedzania - dziurawe chodniki, krzywa kostka brukowa, duży ruch samochodowy, o wysokości krawężników nie wspominając...

Ukraiński przystanek © rudzisko


Krótka przerwa. © rudzisko


Lwowski dworzec © rudzisko




Dane wyjazdu:
14.83 km 0.00 km teren
00:51 h 17.44 km/h:
Maks. pr.:37.70 km/h
Temperatura:18.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Ostatki...

Piątek, 7 września 2012 · dodano: 08.09.2012 | Komentarze 0

Kategoria Miasto


Dane wyjazdu:
10.99 km 0.00 km teren
00:34 h 19.40 km/h:
Maks. pr.:35.10 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Praca...

Czwartek, 6 września 2012 · dodano: 07.09.2012 | Komentarze 0

Kategoria Praca


Dane wyjazdu:
34.36 km 0.00 km teren
01:31 h 22.65 km/h:
Maks. pr.:40.90 km/h
Temperatura:22.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Na przeciw bez sprzeciwu

Wtorek, 4 września 2012 · dodano: 05.09.2012 | Komentarze 0

Kategoria Miasto, Praca


Dane wyjazdu:
17.21 km 0.00 km teren
00:52 h 19.86 km/h:
Maks. pr.:30.90 km/h
Temperatura:21.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal

Miasto...

Poniedziałek, 3 września 2012 · dodano: 04.09.2012 | Komentarze 0

Kategoria Miasto