Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi rudzisko z miasteczka Glinka/Kraków. Mam przejechane 19163.63 kilometrów w tym 295.03 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rudzisko.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
97.37 km 0.00 km teren
05:06 h 19.09 km/h:
Maks. pr.:59.60 km/h
Temperatura:29.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:1035 m
Kalorie: kcal

Transylwania

Czwartek, 13 września 2012 · dodano: 06.10.2012 | Komentarze 0

Dzień rozpoczynamy od zobaczenia maleńkiego jeziorka górskiego Lacu Rosu, powstałego na rzece Bicaz w wyniku osunięcia się czerwonego piaskowca do wód rzeki. Choć dziś wody jeziora nie posiadają już czerwonego zabarwienia, to jednak połamane pnie jodeł, przecinające taflę wody i odbicie góry Micului Suhard w jej zwierciadle nadają mu charakteru:

Jeziorko Lacu Rosu © rudzisko


Jezioro Lacu Rosu © rudzisko


Miejscowa legenda głosi, że grunt osunął się za sprawą przepięknej dziewczyny o imieniu Esther. Dziewczyna zakochała się w chłopaku z Gheorgheni, nawet ze wzajemnością, ale nie dane było parze zostać razem. Ślub uniemożliwił pobór do wojska, jednak dziewczyna cierpliwie czekała na powrót swego wybranka. Czekając często chodziła nad rzekę, śpiewając tak pięknie, że otaczające rzekę góry były wzruszone. Pewnego razu Esther została porwana znad rzeki przez bandę rabusiów. Jej herszt, również oczarowany urodą dziewczyny, chciał wziąć z nią ślub, a gdy ona dobrowolnie się zgodzić nie chciała, ani nie pomagała próba przekupstwa, postanowił wziąć ją siłą. Dziewczyna zaczęła krzyczeć i wzywać pomocy, a wśród ogarniętych żałobą gór rozległ się grzmot i nastała ulewa tak silna, że spływające po skałach strumienie wody, zmyły z jej stoków las i gruz, zabierając ze sobą także niecnego rabusia. W ten oto sposób gromadzące się górskie potoki stworzyły to małe, acz przepiękne jezioro...
Konary sosen - Lacu Rosu © rudzisko


Robimy kilka zdjęć i ruszamy w stronę przełęczy. Początkowo jest dość chłodno, jednak słońce zaczyna grzać coraz mocniej i szybko postanawiamy zredukować odzienie. Nawierzchnia jest dość dobra, a nachylenie łagodne, więc podjazd nie sprawia nam zbytnich problemów. Szczególnie, że myślami jesteśmy już na 25km zjazdu, które czekają nas po pokonaniu przełęczy. Tymczasem patrzymy na rozpościerającą się przed nami Transylwanię:

Widok na Gheorgheni © rudzisko


Widok z przełęczy © rudzisko


Stamper i przełęcz © rudzisko


Okazuje się, że 25 km zjazdu wcale nie jest takie przyjemne - droga znajduje się w remoncie, pas zjazdowy jest w opłakanym stanie, więc nici z rozpędzenia się.
Nie tak szybko jakbyśmy chcieli docieramy do Gheorgheni - 88% mieszkańców tego miasta to Węgrzy, a tylko 11% stanowią Rumuni. Przewagę narodowościową widać, a raczej słychać na każdym kroku, bo choć napisy są przeważnie dwujęzyczne, to rumuński słyszany jest o wiele rzadziej. Na przedmieściach miasta widzimy ładny ormiański kościół Narodzenia Dziewicy Maryi:

Gheorgheni - Kościół ormiański © rudzisko


Miasto nie jest specjalnie zabytkowe, więc kierujemy się dalej na południowy zachód. Jedziemy drogą, którą odradzał nam wczoraj ochroniarz w Bicaz - sugerował, że lepiej kierować się głównymi drogami. Trochę niepokoimy się, że droga może być szutrowa, jednak postanawiamy zaryzykować i okazuje się, że słusznie. Przed nami kolejna przełęcz, a widoki, które towarzyszą nam praktycznie zaraz po wyjeździe z Gheorgheni osładzają wysiłek, tym bardziej, że asfalt jak marzenie, a ruch samochodowy prawie zerowy.

Krajobrazy wokół Gheorgheni © rudzisko


Rumuński pejzaż po raz kolejny © rudzisko


Tuż przed przełęczą zatrzymujemy się przy ogromnym kamieniołomie. Tablica informacyjna sugeruje, że gdzieś są tu pozostałości wulkaniczne, jednak czytanie w języku rumuńskim nie idzie nam najlepiej, więc pozostajemy z niewiedzą:(

Tuż przy kamieniołomie © rudzisko


Rumuńska chatka © rudzisko


Za przełęczą już prawie cała trasa do Odorheiu Secuiesc prowadzi w dół. Ta strona stoku jest mniej widokowa, niż wschodnia, jednak zatrzymujemy się kilkakrotnie w celu sfotografowania porozrzucanych drewnianych domków:

Transylwańskie chatki © rudzisko


Rumuńskie chatki © rudzisko


Krajobraz Siedmiogrodu © rudzisko


Krajobraz z drzewem © rudzisko


Stamper w Libanie © rudzisko


Droga przez kilka kilometrów wije się wokół jeziora, jednak widok nań ciągle przesłaniają drzewa. W końcu dojeżdżamy do wiaduktu, z którego można zobaczyć wciskające się między góry brzegi sztucznego zalewu na rzece Tarnava Mare (dopływ Mureszu):

Stamper łowi © rudzisko


Barajul Zetea © rudzisko


Jakiś kościółek na trasie © rudzisko


Dojeżdżamy do Odorheiu Secuiesc - jednego z większych skupisk siedmiogrodzkich Węgrów. W mieście zatrzymujemy się tylko na zakupy (nie zwiedzamy średniowiecznej kaplicy Serca Jezusa, naszej uwadze umykają też bastiony zamku "napadanego przez Szeklerów") i kawałek za miastem rozbijamy się pod gruszą:)

Kategoria Pstryki, Rumunia 2012



Komentarze
Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz trzy pierwsze znaki ze słowa ksree
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]