Info

avatar Ten blog rowerowy prowadzi rudzisko z miasteczka Glinka/Kraków. Mam przejechane 19163.63 kilometrów w tym 295.03 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.04 km/h i się wcale nie chwalę.
Więcej o mnie.

2013 button stats bikestats.pl 2012 button stats bikestats.pl 2011 button stats bikestats.pl 2010 button stats bikestats.pl

Wykres roczny

Wykres roczny blog rowerowy rudzisko.bikestats.pl
Dane wyjazdu:
85.03 km 1.00 km teren
04:41 h 18.16 km/h:
Maks. pr.:54.39 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy:787 m
Kalorie: kcal

Buro i ponuro (Brzesko-Czchów-Tropsztyn-Bochnia)

Wtorek, 5 lutego 2013 · dodano: 06.02.2013 | Komentarze 1

Trasa wymyślona przeze mnie, nico zmodyfikowana przez Stampera, aby uzupełnić dziury zaliczgminowe i bardziej mnie wymęczyć na podjazdach. Zdumiewające (a przede wszystkim męczące), jak szybko kondycja spada...

Wyruszamy do Brzeska pociągiem o 9:52. Po około 1,5h godziny w przesadnie ogrzewanym pociągu mamy wątpliwą przyjemność wysiąść wprost w lekką mżawkę, nie niepokojąc się tym zbytnio. Jeszcze.

Przejeżdżamy przez Brzesko (pomijając pałac i browar Goetzów - co koniecznie trzeba będzie nadrobić) i kierujemy się w stronę gminy Dębno. We wsi Jadowniki (należącej do kapituły najstarszych miast i miejscowości w Polsce) droga szybko zaczyna piąć się w górę, a dość strome podjazdy wieńczy wzgórze Bocheniec z klimatycznym kościółkiem św. Anny i bijącym źródełkiem tejże imienia. Jako ważne kiedyś tereny królewskie, tutejsze okolice słyną w podaniach i legendach. Prawdopodobne pochodzenie nazwy Jadowniki wiąże się z osadzaną tutaj przez piastów ludnością służebną, wytwarzającą jad bojowy (tak mówi wikipedia), ale znane są też dwa inne wyjaśnienia: jedno odnosi się do rycerza, będącego założycielem grodu, który (aby się tu osiedlić) musiał wyplenić jadowite węże z pobliskich lasów, drugie zaś do zbójeckiej bandy, napadającej na kupców zmierzających na Węgry, którzy okolicę nazwali "gniazdem jadowitych" (tak mówi strona jadowniki.pl). O ulokowaniu świątyni na wzgórzu, a nie w połowie drogi pomiędzy grodem warownym a osadą, jak to miano w planach zadecydowały ponoć same siły niebiańskie, przenosząc kilkakrotnie materiały z wyznaczonego miejsca na pobliski szczyt Bocheniec. Podobnie, jak Bochnia, wzgórze swą nazwę zawdzięcza złożom soli, której odłamy zwane były bochnami.

W okolicach Porąbki Uszewskiej robimy kilka zdjęć okolicznych wzgórz i kierujemy się dalej na południe. W miejscowości tej znajduje się majestatyczne sanktuarium, ładnie odcinające się na tle pagórkowatego krajobrazu, jednak jego sfocenie popsuły deszczowe krople. Następny przystanek wymuszam przy zaporze na Jeziorze Czchowskim, gdzie domagam się uzupełnienia kilokalorii potrzebnych do walki z wiatrem. W Czchowie pozostałością po zamku jest baszta wznosząca się na wzgórzu, jednak w obliczu burego nieba, zaszczycamy ją ledwie spojrzeniem. Droga prowadząca wzdłuż jeziora należy do bardziej ruchliwych i jazda nią jest dosyć męcząca (no chyba, że ktoś lubi). Szczęśliwie musimy przebyć nią tylko 3 km, aby dotrzeć do zamku Tropsztyn, a stamtąd poprowadzi nas już żółty szlak rowerowy w kierunku Wojakowej i Lipnicy Murowanej.

Zamek Tropsztyn nawet w obliczu tak mizernej pogody prezentuje się uroczo nad opasającym go z trzech stron Dunajcem - niestety, dla zwiedzających udostępniony jest jedynie w miesiącach wakacyjnych. Rekonstrukcja zamku nie wpłynęła bardzo szkodliwie na jego klimat, choć niewątpliwą ciekawostką jest lądowisko dla helikopterów, znajdujące się na dachu zamku.
W okolicach Podlesia popadam już w lekkie zwątpienie. Nie jedzie mi się najlepiej, jestem zupełnie nieodporna na boczny wiatr (nie można się schować za Mateuszem;)), za kompanów mam dwóch chłopaków jeżdżących dziennie prawie 10-krotność mojego dystansu...

Docieramy do Lipnicy Murowanej, gdzie nadzieję mieliśmy zobaczyć XV-wieczny kościółek drewniany wpisany na listę dziedzictwa UNESCO. Nie robimy zdjęć bez wątpienia uroczego ryneczku, bo zaczyna padać i już mamy odpuścić szukanie krytej gontem świątyni, ale że sama pojawia się przed naszymi oczyma, postanawiamy na chwilę podeń zawitać.
Kościółek zobaczyć można jedynie z przewodnikiem, więc nie pozostaje nam nic innego, jak tylko obejść dookoła i ruszyć w stronę Nowego Wiśnicza. Chwilę później pada już dość solidnie.

Pokonujemy kolejne kilometry w deszczu, a ja zastanawiam się, co za przyjemność spędzać dzień wolnych moknąc, męcząc się ponad siłę z wątłą nadzieją na zobaczenie czegokolwiek. Wreszcie docieramy do Nowego Wiśnicza, gdzie znajduje się zamek, który stanowczo w wieży powinien mieć jakąś uwięzioną księżniczkę z bardzo długim warkoczem:) Jako, że jadący z nami Krzysiek pierwszy raz miał okazję zawitać w te rejony postanawiamy wspiąć się na dziedziniec. Niestety i ten dziś dla nas nie stanie otworem. Będąc przed bramą wjazdową o godzinie 16:05 dowiadujemy się, że bramy otwarte są do 16...
No cóż... Pozostaje kierować się powoli na pociąg. Docieramy do Rzezawy (notabene kolejnej zaliczgminy), gdzie okazuje się, że do pociągu dzieli nas około 50 minut, które postanawiamy wykorzystać na dostanie się do Bochni. Tam też po małej zmyłce rozkładowej (pociąg odjeżdżał 15 minut wcześniej niż na wiszącym rozkładzie) wsiadamy w ciepły przedział, wypijamy resztki ciepłego napoju z termosu i próbujemy się osuszyć.



Kilka gniotów burodeszczopoglądowych:

Widok na Brzesko.. © rudzisko


Kościół św. Anny, Jadowniki Podgórne © rudzisko


Brzeskie krajobrazy © rudzisko


Brzeskie widoki © rudzisko


Kraojbraz pogórza Bocheńskiego © rudzisko


Cyklotowarzysze © rudzisko


Jezioro Czchowskie © rudzisko


Zamek Tropsztyn © rudzisko


Drewniany kościół św. Leonarda w Lipnicy Murowanej © rudzisko


Deszczowy widok na Lipnicę Murowaną © rudzisko


Wiśnicki zamek © rudzisko



Komentarze
niradhara
| 18:27 czwartek, 7 lutego 2013 | linkuj Kilkakrotnie byłam pod murami zamku Tropsztyn i nigdy nie udało mi się go zwiedzić. Nie tracę jednak nadziei :-)
Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz cztery pierwsze znaki ze słowa tynie
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]