Info
Ten blog rowerowy prowadzi rudzisko z miasteczka Glinka/Kraków. Mam przejechane 19163.63 kilometrów w tym 295.03 w terenie. Jeżdżę z prędkością średnią 18.04 km/h i się wcale nie chwalę.Więcej o mnie.
2013 2012 2011 2010
Wykres roczny
Archiwum bloga
- 2013, Listopad23 - 3
- 2013, Październik31 - 0
- 2013, Sierpień7 - 0
- 2013, Lipiec21 - 0
- 2013, Czerwiec15 - 0
- 2013, Maj28 - 12
- 2013, Kwiecień28 - 10
- 2013, Marzec24 - 2
- 2013, Luty23 - 1
- 2013, Styczeń29 - 1
- 2012, Grudzień23 - 3
- 2012, Listopad22 - 0
- 2012, Październik29 - 0
- 2012, Wrzesień28 - 5
- 2012, Sierpień26 - 1
- 2012, Lipiec5 - 3
- 2012, Czerwiec3 - 3
- 2012, Maj29 - 4
- 2012, Kwiecień29 - 11
- 2012, Marzec23 - 2
- 2012, Luty24 - 0
- 2012, Styczeń14 - 0
- 2011, Grudzień12 - 6
- 2011, Listopad11 - 3
- 2011, Październik13 - 0
- 2011, Wrzesień6 - 0
- 2011, Sierpień13 - 4
- 2011, Lipiec2 - 0
- 2011, Czerwiec19 - 0
- 2011, Maj30 - 9
- 2011, Kwiecień26 - 6
- 2011, Marzec23 - 0
- 2011, Luty11 - 12
- 2011, Styczeń19 - 22
- 2010, Grudzień11 - 0
- 2010, Listopad20 - 0
- 2010, Październik20 - 4
- 2010, Wrzesień28 - 4
- 2010, Sierpień12 - 3
- 2010, Lipiec4 - 0
- 2010, Czerwiec16 - 0
- 2010, Maj21 - 5
- 2010, Kwiecień26 - 1
- 2010, Marzec11 - 0
- 2010, Luty3 - 0
- 2010, Styczeń1 - 0
Dane wyjazdu:
129.27 km
0.00 km teren
07:45 h
16.68 km/h:
Maks. pr.:44.90 km/h
Temperatura:9.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Cyco Fitness
Ukraina-Słowacja w koszmarnym deszczu
Czwartek, 20 września 2012 · dodano: 28.10.2012 | Komentarze 0
Mimo wczesnej pobudki nie udaje nam się wyjechać przed 9. Zanim zdążymy obładować rowery sakwami, zaczyna kropić. Temperatura na razie nie jest najgorsza i wynosi 15 stopni, ale godzinę później, kiedy rozleje się na dobre, spadnie do 9. Szybko przebieram sandały na pełne buty, jednak zlewająca się woda ze spodni sprawi, że za kilkanaście minut i tak będzie w nich chlupotać... Również nasza odzież przciwdeszczowa szybko polegnie w walce z otaczającą nas aurą i dzisiejsza podróż nie będzie należeć do przyjemnych.Droga przez Ukrainą miała być szybkim przelotem (prawie 100 km w zupełnie płaskim terenie), jednak pogoda i nawierzchnia zweryfikuje nasze poglądy.
8 kilometrów za Berehove odbijamy w mniejsze (na mapie żółte drogi) i rozpoczynamy podróż po gigantycznych wertepach (droga miejscami jest tak dziurawa, że nie da się ominąć jednej, aby nie wpaść w drugą dziurę). Prędkość oscyluje w okolicach 15-17km/h, jednak kałuże skrywają czasem głębokie dziury i powolna jazda nie uchroniła Marcina przed kapciem. Żadnego zadaszenia w pobliżu, więc dętkę trzeba wymienić na deszczu.
Kilkanaście kilometrów dalej zatrzymujemy się pod jakimś barem, pijemy ciepłą herbatę, jemy hot-dogi i robimy zakupy z mnogością woreczków w sąsiadującym sklepie. Przebieramy skarpety na suche, izolujemy kilkoma woreczkami i jedziemy do Użhorodu. W tym mieście postanawiamy się rozdzielić - Marcin z Justyną chcą przekroczyć granicę podobną metodą, jak to zrobiliśmy w Helmeu, licząc na to, że ktoś podwiezie ich w głąb Słowacji. My postanawiamy ruszyć na północ i przekroczyć granicę w Małym Bereznym. Odprowadzamy ich kawałek, po czym kierujemy się na drogę H13. Tam atakuje nas tak potworny wiatr, że nie jesteśmy w stanie przekroczyć prędkości 10km/h. Kilka kilometrów dalej droga zaczyna wić się wśród wzgórz, które osłaniają nas od wiatru. Ciągle leje. Deszcz trochę ustaje dopiero w okolicach Wielkiego Bereznego (mamy wówczas na liczniku prawie 100km). Zatrzymujemy się na przystanku, żeby skonsumować pod dachem kupione wcześniej drożdżówki, kiedy mijają nas jadący w przeciwnym kierunku rowerzyści z sakwami crosso. Okazuje się, że zamierzają pokonać podobną jak my trasę, tyle, że w przeciwnym kierunku. Chwilę z nimi rozmawiamy, życzymy powodzenia i ruszamy w stronę ukraińsko-słowackiego przejścia granicznego. Spotkani chwilę wcześniej sakwiarze mówili nam, że celnicy ukraińscy są dość podejrzliwi i że zaglądają do sakw, ale nam za każdym razem wystarczała słowna deklaracja, że nie mamy niczego do oclenia (niezależnie, czy wjeżdżaliśmy, czy wyjeżdżaliśmy z Ukrainy). Tak jest i tym razem - po stronie ukraińskiej spędzamy zaledwie minutkę i zatrzymujemy się przy słowackiej kontroli paszportowej. Celnik sprawdza nasze paszporty i informuje, że jeszcze tylko kontrola celna i możemy jechać dalej. Drugi celnik ponownie zabiera nasze paszporty, po czym wraca z pytaniem, gdzie zamierzamy nocować. Nieprzenikniona urzędnicza twarz nie wskazuje żadnych intencji, a mając świadomość nielegalności rozbijania się na dziko, wymieniamy jakieś dość odległe pole namiotowe. Próbujemy zbagatelizować argumenty, że to daleko i że już późno, ale chwilę później okazuje się, że pan celnik sam podróżuje rowerem i proponuje nam nocleg w swojej chatce działkowej. Musimy przejechać jeszcze około 20km, pójść do restauracji hotelowej i tam na niego poczekać.
Docieramy do restauracji i zastanawiamy się, że wypada tam wchodzić po całodniowej jeździe w ulewnym deszczu, ale zwycięża chęć ogrzania się (nie mamy pojęcia, ile trzeba będzie czekać na naszego dobroczyńcę). Ledwie przekraczamy próg, a już jakiś pan pyta nas, czy to my te cykloturisty, potwierdzamy, a pan dzwoni do celnika, że dotarliśmy:)
Zamawiamy herbatę, a chwilę później pojawiają się przed nami kieliszki z rumem, fundowane przez panów z sąsiedniego stolika:)
Tak rozgrzani jedziemy z Simonem na jego działkę, gdzie instruuje nas co i jak i zapuszcza taki oto cover:
W domku jest piecyk, ale niestety nie da się rozpalić, bo bardzo dymi, więc ubrania nam nie przeschną:( Poza tym jest super:)
Kategoria >100, Rumunia 2012